czwartek, 25 kwietnia 2013

co za dzień, what a night!


Muszę chwilę zostać sama, żeby jakoś się pozbierać - pojawiło się w skeczu kabaretu Mumio na długo przed ich mniej lub bardziej udanymi występami w reklamach pewnej sieci telefonii komórkowej. Tekst pochodzi ze skeczu o zespole, któremu nie zawsze wychodzi, tak jak wychodzić powinno. Starają się, próbują, wszystko wskazuje na to, że dają z siebie wszystko, ale mimo tego nie wszystko w ich poczynaniach ma ręce i nogi. Abstrakcja podobno śmieszy każdego, a to jest zacny przykład abstrakcji, więc śmieszyć powinien. Pamiętam czasy, w których faktycznie ten skecz wprawiał mnie w pozytywny nastrój. Teraz jednak odnoszę wrażenie, że mimo kabaretowego charakteru tego wystąpienia, jest w nim pewien ukryty smutek, melancholia, czy inna nostalgia. 


Patrzę na zminimalizowany plik z recenzją, którą miałem dziś opublikować i już wiem, że  dzisiejszego wieczoru jej status nie zmieni się na udostępnioną. Nie zmieni się bo oprócz tytułu nie ma w niej nic. Niestety nie chodzi o to, że treści mnie nie zadowala, bo rzadko kiedy jestem zadowolony ze swojej pisaniny, ale plik dosłownie nie zawiera treści.

Czas bezczelnie przepływa między palcami, obdziera ze złudzeń, weryfikuje plany i postanowienia. A mnie w głowie dźwięczy stwierdzenie, że nie ma czegoś takiego jak natchnienie, że kiedy trzeba coś stworzyć, czy napisać, to zwyczajnie trzeba się za to zabrać, a efekt w końcu się pojawi. Mimo tego nie mogę się zmusić, nie dziś, bo dziś muszę chwilę zostać sam, żeby jakoś się pozbierać.  

Słyszymy się jutro. Zostańcie na posterunku.