poniedziałek, 22 września 2014

Bartek Biedrzycki - Kompleks 7215

Bartek Biedrzycki - Kompleks 7215



wydawnictwo: Fabryka Słów, 2014
ISBN: 978-83-7574-987-8
oprawa: miękka
ilość stron: 330

Początek zimnej wojny był złotym okresem dla powieści traktujących o zagrożeniach płynących z zabawy atomem. Powstało wtedy wiele niesamowitych i wstrząsających tytułów, z których dało się odczuć realną groźbę urzeczywistnienia globalnej, atomowej zagłady. W ramach przykładu wystarczy przytoczyć dramatyczny los bohaterów Ostatniego Brzegu Neville’a Shutego, żeby poczuć ciężar tamtego okresu. Z czasem jednak samo zagrożenie zaczęło wydawać się mniej realne, a im bardziej bledło, tym coraz rzadziej temat zyskiwał uznanie twórców popkulturowych treści. W międzyczasie pojawiały się świetne nawiązania do tego okresu jak chociażby polska Głowa Kasandry Baranieckiego, czy Listonosz Brina, ale dopiero Metro 2033 Głuchowskiego na nowo rozbudziło w czytelnikach pragnienie chłonięcia postapokaliptycznych treści. Polacy nie gęsi, więc musieli dorzucić swoje trzy grosze do postnuklearnego świata. Niedawno wydawnictwo Insignis odpowiedzialne za publikacje powieści z uniwersum Metra 2033 wypuściło powieść Dzielnica Obiecana, a Fabryka Słów rozbudowała swoją fabryczną zonę o Kompleks 7215.

Krótko po ogłoszeniu prac nad nowym wydawnictwem Fabryki Słów wśród internautów rozpętały się dyskusje. Doskonale rozumiem powstałe zamieszanie. Przecież do tej pory mieliśmy kilka mniej lub bardziej udanych premier z uniwersum Metra 2033 i to właśnie wydawnictwa sygnowanego tą marką wszyscy podświadomie oczekiwali. Zresztą umówmy się szczerze koncept jest niemal ten sam, projekt graficzny okładki podobny, a książka podobnie, jak te Głuchowskiego i spółki zawiera wkładkę z rozplanową na nowo nitką metra. Czy podobnie znaczy gorzej? Zdecydowanie nie, bo dobra lektura obroni się sama, a chociażby wspomniana okładka, daleko w tyle zostawia te proponowane przez Insignis. Mimo wszystko pozostaje żal, że przy równoczesnej ekspansji obu uniwersów - polskiego Metra 2033 i fabrycznej zony – zabraknie spójności znanej z ich rosyjskojęzycznych odpowiedników. 

Akcja Kompleksu rozgrywa się wzdłuż warszawskiej nitki metra, wraz z jej niedokończonymi odnogami oraz w bliższych i dalszych okolicach podziemnych tuneli. Borka – rudobrody dowódca Szturmowców, jest postrachem całej okolicy, ale i najlepszym stalkerem do wynajęcia. Pamięta skrawki świata sprzed wielkiej wojny i za wszelką cenę stara się odnaleźć ojca, który jako wojskowy mógł przetrwać bombardowanie i lata postnuklearnej zimy w jednym z militarnych obiektów rozrzuconych na terenie Warszawy i pobliskich miejscowości. Dlatego kiedy tylko pojawia się nowy trop, Borka bez wahania rusza w drogę. Podczas wyprawy głównego bohatera zahaczymy o Dworzec Śródmieście, STP Kabaty, popularną patelnię, PKiN i kilka innych, ciekawych atrakcji. Część ze wspomnianych atrakcji będzie wynikiem złośliwego promieniowania i broni biologicznej, zaopatrzona w dodatkowe odnóża, umiejętności i krwiożercze usposobienie. Po drodze spotkamy wiele barwnych postaci o wyraźnie zarysowanych, indywidualnych cechach (Bibliotekarz, Strażak, Borka). Odwiedzimy stację inteligentów z Politechniki, Krzyżowców, Policjantów, Nazistów, a nawet Słoików. Zgadza się – Słoików. Wraz z grupą stalkerów podróżować będziemy nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie, dzięki czemu lepiej poznamy przyczyny samej wędrówki i motywy, które kierowały losem bohaterów. Perspektywa zmienia się dynamicznie, ale w całej, dość prostej fabule, nie sposób się pogubić. Akcja płynie wartkim strumieniem stale zwiększając tempo, żeby ostatecznie wyhamować i pozostawić odbiorcę z wielkim niedosytem. Panie Bartku przydałoby się więcej! 

Czytelnik jednak nie jest pozostawiony sam sobie, bo po skończeniu przygód Borki i jego dzielnych Szturmowców, czas mogą umilić dwa opowiadania utrzymane w tej samej, ponurej rzeczywistości. Poznajemy w nich nowych bohaterów i nowe historie, które uwypuklają cały ukazany wcześniej świat i nadają mu dodatkowego wyrazu. W jednym z nich nawet na chwilę pojawiają się bohaterowie Kompleksu, co mam nadzieję, stanowi zaledwie początek do pięknej rozbudowy fabrycznej zony również o kolejne propozycje z warszawskiego metra. 

Wielokrotnie zastanawiałem się, jak wyglądałaby Warszawa bez tego całego zgiełku, pozostawiona na pastwę promieniowania, nuklearnej zimy, a także równie bezwzględnych ludzi i mutantów. Przyznam, że wizja jaką roztoczył Bartek Biedrzycki jest bardzo przyzwoitym rozszczepieniem stolicy przez postnuklearny pryzmat. Choć temat wydaje się oklepany, to jednak autorowi udało się uniknąć rutyny i powielania utartych schematów, a nawet jeżeli pojawiała się mniejsza lub większa powtórka z rozrywki to w tym nowym, polskim wydaniu, wcale nie psuła zabawy. Zanim sięgniecie po tę książkę, to porządnie się zastanówcie, bo po jej lekturze Warszawa już nigdy nie będzie taka sama. Maski włóż!