niedziela, 3 stycznia 2010

once in the middle of the crowd... i stopped...


jak wszyscy wiemy (niektórzy z nas może jeszcze czują), mamy już nowy rok. skoro ten nowy zaczął się już zakorzeniać to warto podsumować ten, który już minął. podsumować muzycznie.

a działo się sporo. tym razem skupię się na płytach wydanych w roku ubiegłym (2009), choć nie tylko one zatrzęsły moim muzycznym światem.

wybaczcie mi proszę mój muzyczny patriotyzm. wkradło się ostatnimi czas coś takiego w moje myśli i trudno mi się z tego otrząsnąć.

płytowe rewelacje:

w moim osobistym i jakże radośnie wybiórczym i uszno-hedonicznym rankingu niezaprzeczalnie króluje Indukti i niesamowity Idmen. płyta, która była dla mnie szokiem, czymś czego się zupełnie nie spodziewałem. wtargnęła w moje życie z niezwykłą brutalnością i pasją. rozbudziła fascynację, która towarzyszy mi nieustannie i nie maleje przy kolejnych odsłuchaniach. muzyczny majstersztyk. brak niepotrzebnych dźwięków, wszystkie kompozycje idealnie wyważone, świetne gościnne występy wokalistów (Nils Frykdahl, Maciej Taff, Michael Luginbuehl). piękna, piękna, piękna płyta, ponad 63 minuty niesamowitych przeżyć. warto. (próbka)

drugie miejsce (dopiero drugie!) Riverside i Anno Domini High Definition. Klasa sama w sobie, kolejne, czwarte, wspaniałe dzieło warszawskich muzyków. po zrzuceniu jarzma trylogii Reality Dream, zespołowi udało się osiągnąć (po raz kolejny) bardzo wysoki poziom, dużą miodność i masę kunsztownych zdobień wokalno - instrumentalnych. kto nie zna niech się wstydzi! po stokroć warto. (próbka)

na trzecim miejscu remis. kolejne dwie polskie produkcje:Votum (Metafiction) i Tides from Nebula (Aura).

Metafiction to godny i wyczekiwany przeze mnie następca The time must have a stop (votumowy debiut). piękne kompozycje i magiczny głos Macieja Kosińskiego robią swoje. muzyczna magia inspirowana filmami. (próbka)

Aura to muzyczny debiut. debiut niezwykle dojrzały i pełen uroku. nie spodziewałem się, że mamy na własnym podwórku takich grajków. a szczególnie często mój odtwarzacz okupuje utwór When There No Connections. jak mówili chłopcy z God Is An Astronaut na wrześniowym koncercie w Progresji, Tides`i to najlepszy postrockowy band w Polsce. ciekawe, ciekawe... (próbka)


na wyróżnienie w moim zestawieniu zasłużyły też dwa projekty.

pierwszym z nich jest płyta Gajcy. album upamiętniający twórczość poety pokolenia kolumbów, Tadeusza Gajcego. kilka naprawdę znanych, polskich formacji włożyło swój wkład w powstanie tego niezwykłego albumu. czy warto? bez wątpienia. czy trudno się rozstać z tym albumem? nie sądzę. warto go odczuć, ale jednak większość aranżacji to nie moja bajka. jednak na bardzo duże wyróżnienie zasługują sobie Maleo, Karolina Cicha, Fat Belly Family i Żywiołak - odwalili kawał świetnej roboty. (próbka)

drugim z nich jest Devin Townsend Project i płytka Addicted (pojawia się na niej znana z The Gathering, obdarzona pięknym głosem Anneke de Giersbergen). było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Devina...ktoś mi powiedział, że to muzyczny geniusz. ja bym raczej powiedział, że osobnik ten jest porządnie kopnięty . lubię takich. płyta zachęca do zapoznania się z resztą projektów kanadyjskiego grajka.


płytowe rozczarowania...albo(?):

powoli ubywa okładek, w wyżej zamieszczonym obrazku. zatem już chyba wiadomo komu się oberwie. zatem zwięźle.

Marilyn Manson i The High End of Low. płyta nie jest zła. o nie. przez wielu nawet okrzyknięta powrotem do starego dobrego Mansona. pojawia się nawet na niej piękny Running to the Edge of the World. tylko, że całość jakoś nie urzeka, nie porywa. ma momenty, ale dla mnie to za mało.

Hunter i Hellwood. ciężki jest los osobnika zakochanego w Medeis (czy ktoś to jeszcze pamięta?). to była piękna, mistyczna płyta. (chyba się starzeję). mimo wszystko lepsze to niż (o zgrozo) T.E.L.I....jednak od Medeis ciągle odstaje...niestety

na koniec zostaje nam Porcupine Tree i The Incident . spodziewałem się czegoś innego. płytka miała mnie rozgrzać do czerwoności i wywołać samoistne obłoki pary z uszu. a tu nic. niestety. kompletnie do mnie nie trafia. a szkoda.


nadzieje na rok 2010

tutaj już naprawdę zwięźle:
- ma się ukazać nowa płyta Division by Zero
- ma się ukazać debiutancki krążek zespołu Disperse, występującego podczas części polskiej części (tak, tak wiem) ADHD Tour przy boku Riverside (próbka)
- liczę na nową produkcję pod szyldem Lunatic Soul <ślini się>
- ponadto mam zamiar przyglądać się poczynaniom zespołów:
Fractal (próbka),
Soima (próbka)
...oraz poczynaniom Karoliny Cichej (próbka)

uff.

tak, wiem. przepraszam.