czwartek, 11 listopada 2010

Nosound - Sol29 (2005)

1. In the white air 6:57
2. Wearing lies on your lips 4:20
3. The child's game 2:46
4. The moment she knew 9:38
5. Waves of time 2:07
6. Overloaded 6:13
7. The broken parts 6:24
8. Idle End 9:43
9. Hope for the future 5:57
10. Sol29 10:02

Total playing time: 64:07

wydawnictwoBurning Shed, 2005

skład: Alessandro Luci (bass),  Giancarlo Erra (vocals, all instruments, programming)

gatunek: melancholic, progressive rock, alternative

Dziwnie się ostatnimi czasy dzieje. Mimo tego, że planowane na pierwszy piątek nowego miesiąca brzmienie miesiąca poprzedniego w audycji się pojawia, to relacja i mini-recenzja rzeczonej płyty już nie-koniecznie. Trzeba się będzie dodatkowo zmobilizować i w grudnia z listopadowym brzmieniem nie dać plamy.


W trakcie trwania audycji wspomniałem, że jeszcze do nie dawna NoSound był dla mnie zespołem praktycznie nieznanym. Jak to zwykle bywa przy takich okazjach, gdy dostałem w swoje łapska dokonania muzyczne tej włoskiej formacji - zachłysnąłem się. Zatem długa część miesiąca poświęcona była na zasłuchiwanie się BezDźwiękiem (fajne tłumaczenie, co?). Całość dostępnych mi materiałów wypadła w moich uszach bardzo przekonującą i jeszcze bardziej zachęcająco. Skoro jednak sam przez siebie zostałem zmuszony do wskazania jednej konkretnej płyty, padło na tą pierwszą, z którą miałem kontakt - Sol29.

Sol29, krążek opublikowany w 2005 roku i pomijając gitarę basową, którą obsługiwał Alessandro Luci w całości zrealizowany przez Giancarlo Errę. Czyli mamy do czynienia z kolejnym muzycznym geniuszem, które twórczość pasuje do świata pomiędzy.

Prosta okładka. Drobny napis. Smutek. Nastrój. Melancholia. Mgła.

Tak najprościej można by podsumować cały krążek Sol29, ale przecież ja nie jestem człowiekiem wybierającym proste rozwiązania, więc na tej wyliczance się nie skończy.

Nie widzę większego sensu w opisywaniu kolejny utworów, bo płyta stanowi niesamowicie silny, nierozerwalny monolit emocji. Jednak posłużę się fragmentem tekstu utworu, który wyjątkowo mnie urzeka:


here's just too much darkness in my disease
looking for happiness into the falling leaves
I would smash this starkness with the hope for the future
encountering me in a sunny day
"Hello how're you?" I would say
all me shining inside
like when I was a boy


Hope for the future.

To jesienne zamyślenie, ta eteryczna melancholia, która dręczy, ale przynosi masochistyczne uwielbienie. Muzyczne opowieści, muzyczne wędrówki, muzyczne przestworza. Ledwo wyczuwalna szczypta orientu. Coś dobrze znanego, ale też coś nowego. Coś, co bez wahania jestem w stanie polecić, każdemu o umyśle otwartym na czucie muzyki. Słuchanie takich produkcji ja Sol29 to zdecydowanie za mało. Takie rzeczy, a może RZECZY trzeba poczuć. Na odtwarzaczu zmienia się utwór za utworem, a ja nadal tkwię czując smutek, zamyślenie, rozdarcie. Może to niezbyt korzystne, może lepiej włączyć Boba Marleya i wmawiać sobie, że wszystko jest w porządku. Może? Ale powiem wam jedno mi jako krypto-optymiście - cholernie z tą melancholią dobrze.

Może kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy znowu moje wnętrze rozświetli się jak wtedy, kiedy byłem chłopcem.


A wy, wybaczcie mi nietypową relację.