Alice In Neverland – Debut
wydanie własne, 2011
01. Prelude [02:08]
02. Clair Obscur [02:57]
03. Au bout du fil [03:08]
04. Observatoire [03:30]
05. 2 soeurs [02:00]
06. Mosquito [02:16]
07. Roulette [03:15]
08. Interlude [01:35]
09. Zazen [03:46]
10. Belisa [01:54]
11. Shadow [03:36]
12. Senshin [9:11]
Łączny czas: 39:16
skład: Vincent Fauche (machines, guitars, vocals), Laura Nicogossian (piano),
Jérémie Garat (cello)
gatunek: ambient, folk
gatunek: ambient, folk
Alice In Neverland to fuzja dwóch literackich światów zrodzona w głowie
Vincenta Fauche, który za sprawą muzyki, postanowił oddać hołd wielkim
stymulatorom dziecięcych umysłów. Lewis Caroll i J.M. Barrie to autorzy
szalenie rozpoznawalnych książkowych pozycji z typu tych przeznaczonych dla
dzieci, jednak posiadających drugie, a nawet trzecie dno, często wymykające się
tym najmłodszym odbiorcom. Alicja i Piotruś Pan oraz ich przygody i emocje
przetłumaczone na języki muzyki zostały zawarte na debiutanckim wydawnictwie
projektu Alice In Neverland.
Debut liczy dwanaście kompozycji o łącznym czasie trwania przekraczającym trzydzieści dziewięć minut. Jednak warto zaznaczyć, że posłużono się tutaj fortelem podobnym do tegorocznego wydawnictwa A Whisper in the Noise – ostatni utwór został sztucznie rozdęty za pomocą kilkuminutowych szmerów kończących ten krążek. Nie można pochwalać takiego zachowania, ale zważywszy na zawartość płyty warto przymknąć na nie oko. Debiut Alice In Neverland wydany został w formie skromnego digipacka, w którym oprócz tekstów utworów i podstawowych informacji o projekcie znajdziemy fragment baśniowego świata wspomaganego oryginalnymi grafikami Sir Johna Tenniela, które odnaleźć można w pierwszym wydaniu Alicji w Krainie Czarów.
Album
jest spójną opowieścią i to rozpatrując ją pod kątem nastroju oraz środków
użytych do jego stworzenia. Nie sposób jest wtłoczyć muzykę tego projektu w
ramy gatunkowe. Podczas chłonięcia tej produkcji pojawiają się skojarzenia oraz
elementy typowe dla ambientu, folku, muzyki klasycznej, a sami twórcy wspominają
jeszcze o muzyce elektronicznej. Wydaje mi się, że zdecydowanie łatwiej jest ją
określić mianem muzyki duszy, historią, która toczy się w wyimaginowanym
świecie autora kompozycji. Jest to jeden z tych albumów, w którym nieistotny
jest gatunek, a liczą się emocje, które podążają za dźwiękami. Debut z powodzeniem można postawić w szeregu obok
płyt Lunatic Soul, When the Flowers Were Singing od Kwoon, To Forget od A Whisper In
The Noise, czy Souvenirs D'un Autre
Monde Alcest. Jednak jeżeli chodzi o brzmienie to najbardziej
przypomina to doskonale znane z produkcji Mariusza Dudy, zwłaszcza z białego
albumu.
Historia
Alicji w Nibylandii rozpoczyna się od nastrojowego Prelude, w którym na pierwszy plan wysuwa się brzmienie wiolonczeli
i pianina. Dopiero w Clair Obscure
większą rolę zaczyna odgrywać gitara niezwykle ważna dla brzmienia tego
projektu. Pojawia się też rozmyty, wycofany wokal, który staje się bardziej
nośnikiem emocji niż typowym muzycznym narzędziem. Au bout du fil za pomocą
partii wiolonczeli rozsnuwa mroczny, mglisty nastrój, który towarzyszy Alice to samego końca jej przygody.
Klimat nieco się rozrzedza, kiedy do głosu dochodzi gitara, ale są to zaledwie
pojedyncze promienie słońca przebijające się przez gęste listowie starego lasu (Clair Obscure, Observatoire, Roulette). Oprócz wymienianej już wiolonczeli (Au bout du fil, Interlude) ogromną rolę w budowaniu wydźwięku tego albumu odgrywa pianino.
Partie tego instrumentu nie są porywające czy wirtuozerskie, są spokojne i
proste, ale niesamowicie skutecznie wykorzystane (2 soeurs, Belisa, Shadow). Warto także wspomnieć o
kilku dodatkowych muzycznych środkach, które pojawiają się na płycie. Są nimi
motywy elektroniczne, minimalistyczna sekcja rytmiczna oraz różnego rodzaju
odgłosy tworzące tło. Całość współgra idealnie tworząc mroczne, emocjonalne
wydawnictwo.
Płytę
Alice In Neverland warto przyswoić
przy zgaszonym świetle, warto się rozmarzyć i odpłynąć, warto ją przetworzyć i
zapamiętać, bo jest to jeden z tych nielicznych emocjonalnych unikatów, który
jak łódka w łupinie orzecha nigdy może nie wypłynąć na szersze muzyczne wody.