sobota, 23 lutego 2013

echa Take Me Home Tour 2013


Wczorajszego wieczoru wyruszyłem na kolejną wyprawę praską, której celem było zgromadzenie stosownego zapasu muzycznych wrażeń. Z tym gromadzeniem bywa różnie, co nie zawsze spowodowane jest postawą zespołów, warunkami w klubie, czy innymi namacalnymi zjawiskami. Czasami do pełni satysfakcji zabraknie odrobiny magii lub innego czynnika x. Na szczęście koncertowi z trasy Take Me Home Tour niczego nie zabrakło. 

Take Me Home Tour to inicjatywa jednocząca trzy polskie formacje poruszające się w klimatach muzycznych, którym łatwo jest przyczepić plakietkę z napisem post. Choć trzeba zdecydowanie zaznaczyć, że Hunted By The Waves, Frozen Lakes i Servants of Silence, bo o tych zespołach mowa, prezentują bardzo różnie brzmienie. W związku z tym na scenie Hydrozagadki można było zobaczyć i usłyszeć różnorodną gamę okołopostnych dźwięków.

Warto postawić sobie pytanie, czy w takim zestawie projektów muzycznych nie zabrakło gwiazdy wieczoru, która byłaby elementem gwarantującym większą frekwencję. Takie rozwiązanie z pewnością pozwoliłoby wypełnić wolne przestrzenie pod sceną, ale wiązałoby się to również z większą ilością przypadkowych osób. A tak, miało się wrażenie, że większość zgromadzonych tego wieczoru w praskim klubie wiedziała, czego może się spodziewać lub oczekiwała miłych niespodzianek i zaskoczeń. Tych z pewnością nie zabrakło. Kończąc temat frekwencji warto zauważyć, że ta bywała podobno na koncertach bardziej uznanych, muzycznych marek, więc może jednak nie ma powodu do narzekania?

Pięknym, muzycznym akcentem tego koncertu było to, że każdy z występujących zespołów ma na swoim koncie jedną oficjalnie wydaną EPkę, której długość trwania nie przekracza trzydziestu minut. Co w tym tak szalenie nietypowego? Otóż każda z formacji znajdowała się na scenie przynajmniej minut czterdzieści, zatem można tu było usłyszeć wiele niepublikowanych jeszcze muzycznych treści.

Hunted By The Waves (fot. ZEBRAne w kadrze)

Pierwsi na scenie pojawili się Łodzianie lubujący się w przestrzeniach bez drzew. Zespół Hunted By The Waves zaskoczył mnie najbardziej. Doskonale wiedziałem, że po wydaniu EPki The Anchor trzyosobowy skład projektu został uzupełniony o drugiego gitarzystę, ale co to tak naprawdę oznacza dla brzmienia tego materiału miałem się przekonać dopiero na żywo. Buczące, nieco senne intro nie zapowiadało tego, co się wydarzy, ale już pierwsze wejście wszystkich czterech instrumentów skutecznie wyrwało mnie z zamyślenia. Z takim instrumentarium materiał Hunted By The Waves brzmi zdecydowanie pełniej, ciekawiej i zwyczajnie lepiej. Świetnie wypadły pulsujące bębny, przyjemnie pracował bas, a obie gitary robiły dużo ciekawego zamieszania. W bardzo krótkim czasie ten skład dokonał ogromnego postępu i z niecierpliwością oczekuję kolejnego wydawnictwa i kolejnego koncertów.

Frozen Lakes (fot. ZEBRAne w kadrze)

Największe oczekiwania miałem wobec Frozen Lakes. Wynikało to przede wszystkim z tego, że wydana w 2012 roku EPka Oceans of Subconscious zawiera rewelacyjny, bardzo emocjonalny materiał, który niekoniecznie dobrze musi zabrzmieć na żywo zwłaszcza, że liczbę koncertów na koncie tego projektu można policzyć na palcach jednej ręki. Wiedziałem jednak, że gdyby udało się przenieść nastrój z płyty na salę wypełnioną ludźmi, to mógłbym być świadkiem czegoś niezwykłego. Niestety odniosłem wrażenie, że nie wszystko potoczyło się tak, jak potoczyć się powinno. Szczególnie duże zastrzeżenia mam do partii wokalnych, które w dwóch pierwszych utworach nie wypadły najlepiej. Na szczęście w każdej kolejnej propozycji wszystko zazębiało się coraz sprawniej i ostatecznie nie mogę czuć się zawiedziony. Dodatkowo ponownie można był usłyszeć jeszcze niewydane utwory, które zapowiadają naprawdę ciekawe wydawnictwo.

Servanst of Silence (fot. ZEBRAne w kadrze)

Wieczór domknęli młodzi muzycy z puławskiego Servants of Silence. Był to już kolejny raz, kiedy miałem okazję obserwować tych muzyków i kolejny raz nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oto na moich oczach konsoliduje się skład, który może zajść naprawdę daleko i to nie tylko w naszym muzycznym grajdołku. Mają dużo pomysłów, potrafią je przetworzyć i wykorzystać, a przy tym dźwięki, które tworzą są szalenie szczere i autentyczne. Jeszcze nie tak dawno obawiałem się, że zboczą na manowce i rozmienią na drobne swój potencjał, ale wszystko wskazuje na to, że nie ma się czym martwić, bo w dalszym ciągu radzą sobie rewelacyjnie.

Choć był to koncert bez muzycznych sław, to wcale nie miało się wrażenia, że to co dzieje się na scenie, jest rzeczą bez znaczenia. Wręcz przeciwnie, działy się tam rzeczy wielkie. Kto wie może i narodziny kolejnej gwiazdy?