sobota, 28 sierpnia 2010

echa Metal Hammer Fest 2010

stuck in a route of confusion.

Data: 27 sierpnia 2010
Start imprezy: 13.30
Miejsce: Spodek
Wydarzenie: Metal Hammer Festival 2010

Tego typu wpisy w moim wykonaniu zwykły kończyć się słowem ‘relacja’, tym razem bardziej pasowałoby ‘dziennik z podróży’, bo podróż stanowiła znaczną część tego bardzo udanego dnia.

Podróż miała swój początek w Mińsku Mazowieckim o 7.43. Dotarcie do Warszawy poszło gładko. W kieszeni zakupiony dzień wcześniej bilet na pociąg. Szybkie zakupy i od razu na peron. A tam wypatrywanie transparentów, żółtych biletów i innych charakterystycznych znaków (tak, tak czarnych ubrań i długich włosów – nie tylko u kobiet – również).

Co się rzuciło w oczy? Duża dysproporcja pomiędzy wolnymi miejscami w pociągu a liczbą osób chętnych do zabrania się tymże pociągiem.

Oj było wesoło. Chociaż stanie przez ponad 3 godziny już mniej.

Upragnione Katowice!

Szybko, szybko do Spodka.

Ale jak to Votumjuż skończyło? No tak ‘planowe opóźnienie’ pociągu.

Szkoda, szkoda i po stokroć szkoda. Wiem jakimi umiejętnościami są obdarzeni i jak grają koncerty i właśnie dlatego chciałem zobaczyć ich w akcji. Niestety, nie tym razem. Jeśli ktoś nie natknął się wcześniej na Votum, to ja polecam.

set:
Glassy Essence
The Hunt Is On
The Pun
Falling Dream
Stranger Than Fiction

Jurojin
Trzy. Tyle utworów brytyjskiej formacji Jurojin znajduje się na ich myspace. Tyle też było o nich wiadomo większość zgromadzonych w Spodku. Mi również. Ten internetowy materiał – choć krótki – dawał zarys umiejętności zespołu. Może to, co prezentują na chwilę obecną nie porywa, ale u mnie mają spory kredyt zaufania i ciekawy jestem, w co się przepoczwarzą. Występ jak najbardziej na plus.

Katatonia
Moje drugie tegoroczne spotkanie z zespołem. Po raz drugi mam dokładnie te same odczucia. Dziwnie im wychodzi to granie na żywo. Momentami wokal gdzieś tam zanikał, bardziej było słychać wokal wspierający, albo perkusję. Kwestia nagłośnienia? Możliwe. Subiektywna opinia? A jakże! Za to set przyzwoity. Przy czym po raz drugi wciagu pięciu miesięcy zgrali [i]Omertę[/i] – kawałek, którego jak twierdzą ‘prawie nigdy nie grają’. Ach i jakbym śmiał zapomnieć, zagrali The Longest Year, utwór który posłużył za motyw przewodni mojego radiowego debiutu. Miło i jak najbardziej na plus, chociaż na chwilę obecną nie odważyłbym się odpowiedzieć pytanie czy wybrałbym się ponownie na Katatonię

set:
Day And Then The Shade
Liberation
My Twin
The Longest Year
Soil’s Song
Omerta
Teargas
Saw You Drown
Idle Blood
Ghost Of The Sun
July
Leaders

Pain of Salvation
Może i wstyd się przyznać, ale to dla mnie to też była pewna niewiadoma. Oczywiście miałem styczność z tym zespołem. Natomiast nigdy nie zasłuchiwałem się ich dokonaniami. Występ mnie nie porwał Nie popłynąłem, nie odleciałem. Natomiast nabrałem ochoty na zapoznanie się z ich twórczością. Było widać, że chce im się robić to, co robią. Co więcej dobrze im to wychodziło. Wokal Daniela to piękna sprawa. Sprawa godna uwagi. Zagrali ciekawy set i zostawili dobre wrażenie.

set:
Of Two Beginnings
Ending Theme
People Passing By
Linoleum
No Way
Used
Falling
The Perfect Element

Riverside
Zespół będący miłością mojego życia. Dlatego też na to muzyczne wydarzenie przywdziałam fanklubową koszulkę. Przy którymś kolejnym koncertowym podejściu do ich materiału wymagania rosną. Tym razem – niestety – ‘rzekobrzegom’ nie udało się im sprostać.. Prowadzący koncert Makak wspomniał, że promują nową płytę (myląc zresztą jej nazwę!). Już w tym momencie wyczuwałem najgorsze. Niestety miałem rację. Zaserwowali nam skromny (choć ograniczenie czasowe to nie ich wina) i słaby (tu już mam małe pretensje) set, czyli płytkę ADHD + 02 panic room. Z całym szacunkiem, ale dla mnie kicha (!). Nie potrafię przełknąć odgrywania całych płyt na koncertach. A warto tu wspomnieć, że Korni Pain of Salvation również miał świeży materiał a nie zagrały go w całości. Czepiam się? Może troche.

W ramach sprostowania: nadal uważam [b]ADHD[/b] za świetny krążek i cieszę się, że usłyszałem m.in. Left Out, ale w przyszłości oczekuję czegoś więcej. Natomiast to coś więcej, to na pewno nie jest wall of death – a coś na kształt miałem okazję zobaczyć i poczuć (ała?).

set:
Hyperactive
Driven To Destruction
Egoist Hedonist
Left Out
Hybrid Times
02 Panic Room

Opeth
Do wczoraj plułem sobie w brodę, że przegapiłem już kilka występów Opeth w naszym kraju. Dlatego, gdy tylko zobaczyłem, że zasilają ekipę Metal Hammer, wiedziałem, że i ja muszę się stawić. Jestem oczarowany i wiem, że Opeth na długo zagości w moich głośnikach. Bardzo udany set: kawałki z Blackwater Park nie powinny dziwić, w końcu ta płyta doczekała się rocznicowej reedycji. Mnie osobiście bardzo ucieszył kawałek The Lotus Eater. Odpłynąłem targany konwulsjami tłumu. Ciekawa a nie-deneruwjąca konferansjerka w wykonaniu Mikaela (Mikaeli?). Dobra technika, świetny wokal, świetna atmosfera. Chciałoby się więcej, więcej...

set:
Windowpane
The Grand Conjuration
The Drapery Falls
The Lotus Eater
The Moor
Demon of the Fall
Bleak
Deliverance

Korn
Zespół, którego słuchałem kilka ładnych lat temu, zatrzymując się w okolicach płyty Issues. Kolejne dokonania coraz mniej do mnie trafiały. Dlatego też nie nastawiałem się na nic wielkiego, a góry zakładając, że pojawi się głównie materiał z ostatniego krążka. A tu proszę – niespodzianka! Utwory przenoszące mnie w przeszłość, dobre wykonanie, świetna atmosfera, efektowna perkusja. Szkoda tylko, że sił już brakło.

set:
Right Now
Here to Stay
Did My Time
Oildale (Leave Me Alone)
Falling Away From Me
Let the Guilt Go
Somebody Someone
Throw Me Away
Helmet in the Bush
Freak on a Leash
Blind
Shoots and Ladders / One
Clown
Got the Life

Szkoda, że każdy z zespołów miał tak szalenie mało czasu na zaprezentowanie swojego materiału, ale festiwal to festiwal (mimo tego i tak szkoda)

Szybko, szybko na dworzec! Bilety kupione. Peron, peron...który peron!? Ach, trzeci. Gdzieś tam, głęboko, wewnątrz liczyłem na miejsce siedzące. Ale jak to z pragnieniami bywa – trzeba je precyzować. Trafiło mi się miejsce siedząco-stojące na środku korytarza. Bo ponad 4 godzinach, dokładnie o 4:20 udałem się na Dworzec Śródmieście, a stamtąd z lekką obawą pociągiem do Mińsk Mazowieckiego. Na zakończenie festiwalowej przygody został mi jeszcze tylko trzy-kilometrowy spacer w deszczu, a potem już tylko sen i sen ...i świetne wspomnienia.

Na koniec jeszcze jedno festiwalowych (i nie tylko) spostrzeżenie:

Wiecie co jest gorszego od ocierającego się o Ciebie, obcego, wielkiego faceta w mokrej od potu koszulce? Ocierający się o Ciebie, obcy, wielki, mokry od potu facet bez koszulki.