niedziela, 14 listopada 2010

echa NAO, Obscure Sphinx, Letters From Silence, Tides From Nebula

Kieszenie pełne piasku…

A może głowa pełna dźwięków?


Data: 13 listopada 2010
Start imprezy: 19.00
Miejsce: klub Progresja
Wydarzenie: koncert NAO, Obscure Sphinx, Letters from Silence, Tides from Nebula

Jesienny, deszczowy, brzydki dzień, który rozpoczął się dla mnie bólem głowy i bólem głowy się skończył. Ten pierwszy (okołochorobowy) chciał mi uniemożliwić wybranie się na to ciekawe muzyczne wydarzenie. Bezskutecznie. Ten drugi natomiast dotyczył tej relacji, bo przecież takiego koncertu bez relacji i wrażeń ukutych w słowa zostawić nie mogę, a łatwe to nie jest.

Tym razem Progresja przywitała mnie zróżnicowaniem muzycznym, dużą sceną, małą obsuwą czasową i gęstniejącym tłumem, a nie pustkami jak to już bywało. Na plus, na plus!

Przejdźmy do wrażeń muzycznych.

NAO. Zachwycili mnie już w maju tego roku, podczas koncertu z Crippled Black Phoenix. Już wtedy wiedziałem, że jeśli tylko będę miał okazję udać się ponownie na ich występ to z tej okazji skorzystam. Tak też się stało. Co ciekawe, po raz pierwszy (bo tyczy się to też nagrań myspace’owych) usłyszałem wokal. Kwestia nagłośnienia? Trudno powiedzieć, bo na jego temat jak zwykle: zdania podzielone. Gitary były trochę cofnięte, a na pierwszy plan wysunięty wokal. Czy mi to przeszkadzało? Nie! Dlaczego? Bo melodyjny, delikatny głos sączący się ze sceny pozamiatał mną emocjonalnie. A jak się okazało potrafi się ze sceny nie tylko sączyć, ale i chlusnąć siłą wodospadu. Pojawiło się tylko pytanie: ‘Czy częstotliwość pisków (piszczenia?) była zamierzona, czy dała się we znaki ułańska fantazja?’. Występ jak najbardziej na plus. Z wytęsknieniem oczekuję albumu. Koszulkę już mam!

MYSPACE NAO


Obscure Sphinx. Jedyny zespół występujący wczoraj, o którym dużo słyszałem, ale nie słyszałem tego, co ma do zaprezentowania. Instrumentalny wstęp i wokalistka odprawiająca taniec pomyślności na scenie. Zrobiło się ciekawie. W głowie tylko kołatała myśl, żeby wokal tego nie popsuł. Mea culpa! Wybaczcie mi, że zwątpiłem. Toż to zabrzmiało jak polskie Cult of Luna z żeńskim wokalem, czy też będąc bardziej dokładnym jak Battle of Mice. Choć fakt faktem Kult Księżyca przyszedł mi do głowy pierwszy. Dlaczego? Przez zachowanie i styl frontmenki (frontwomenki?) poczułem się jak zamknięty w pokoju bez klamek razem z Holgerem Nilssonem. Ale czy piszę o tym jak o zarzucie? Nie! Pluję sobie w brodę, że nie zainteresowałem się tym zespołem wcześniej, bo mówiąc literalnie urywa wszystkie możliwe członki i wypustki ciała tuż przy miejscu, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Śpieszcie się wydaniem płyty moi drodzy, bo tytuł muzycznego debiutu roku brzmień ciężkich czeka na obsadzenie.

MYSPACE OBSCURE SPHINX


Letters from Silence. Chociaż tych dwóch mężczyzn porusza klimaty muzyczne, w które rzadko się zapuszczam, to zauroczyli mnie już przez myspace. Sam nie przypuszczałem, że muzyka czysto gitarowa może tak zaskoczyć i namieszać w głowie. Udany, spokojny, trochę tajemniczy występ, dobre głosy, ciekawe brzmienie. A dodatkowo chyba małe zaskoczenie dla muzyków. Oczywiście, że trochę się przerzedziło, ale ludzie nie wyszli. Stali i chłonęli, a kiedy było trzeba reagowali żywiołowo. Ja również, ja również. Kolejna okazja 2 grudnia w klubie Chwila. Kiedy tylko to usłyszałem, zacząłem się zastanawiać, co robię 2 grudnia, bo warto byłoby się tam wybrać. Występ inny i odstający stylowo od pozostałych? Jasne, że tak. Tylko jakie to ma znaczenie. Muzyka zwyciężyła.

MYSPACE LETTERS FROM SILENCE


Tides from Nebula. Ta formacja jest ucieleśnieniem wszystkiego, co uwielbiam i co cenię w muzyce. Członkowie zespołu: czterech skromnych, zwyczajnych facetów. Wychodzą na scenę, biorą instrumenty w dłonie i czas przestaje płynąć, zaczyna się przedstawienie. Przestawienie muzyczno-wizualne. Tutaj warto podkreślić wielokrotnie już podkreślany niesamowity ruch sceniczny (ach te latające gitary…). A jak było wczoraj? Może trochę za głośno. Finał trasy po Polsce i powrót w rodzime strony po roku nieobecności. Czekałem ten rok i bynajmniej się nie zawiodłem. Pojawił się ciekawy set, w tym moje ulubione ‘When There Were No Connections’. Oprócz znanych utworów 2-3 nowości. Płyta już gotowa do wydania, jednak data tego wydarzenia jest ciągle tajemnicą. Szkoda, wielka szkoda, bo chciałoby się już zabrać do domu zminiaturyzowaną wersję tych muzyczno-kosmicznych wojażerów z ich nowym materiałem. Póki, co niech kolejny raz rozbrzmi Aura. Powodzenia na zagranicznej trasie i do zobaczenie (oby wcześniej niż za rok)!

MYSPACE TIDES FROM NEBULA

Oj chciałby się jeszcze…