wtorek, 5 kwietnia 2011

Braveyoung - We Are Lonely Animals (2011)

01. Flesh and Bone [03:09]
02. How Each Friend Departed [04:44]
03. And No Two Walked Together [06:06]
04. Our Teeth Are Falling Out [09:25]
05. Dark Days, Including After Midnight [04:22]
06. The Weight Of Loss Is Whole [05:18]
07. The Light Narrows [10:02]
08. We Are Lonely Animals [04:14]

total time: [47:20]

skład: Isaac Jones (vocals, guitar), Kyle Whisenant (bass), Zac Jones (drums), Ben Saperstein (guitar)

gatunek: post-rock, post-metal

Formacja Braveyoung to subtelny, muzyczny motyl, w którego przeobraziła się dźwiękowo-kanciasta poczwarka zwana Giant. Przepoczwarzenie miało miejsce w roku 2008, kiedy to skład z Karoliny Północnej zdecydował się na - mniej lub bardziej pożądaną przez fanów - zmianę stylistyki. Wraz z końcem marca 2011 nakładem The End Records ukazał się ich muzyczny debiut zatytułowany We Are Lonely Animals.

Kiedy zobaczyłem okładkę płyty We Are Lonely Animals, przed oczami wyświetliła mi się galeria grafik dołączonych do płyty Forgive Us Our Trespasses formacji A Storm of Light. Czy muzycznie obie te płyty operują pewnymi uczuciami? Wydaje mi się, że da się między nimi odnaleźć pewien wspólny mianownik, jednak porównania pozagraficzne to wchodzenie na cienki lód. Wracając do debiutu Braveyoung: okładka składa się z dwóch kolorystycznie przeciwstawnych obrazów. Jeden z nich przedstawia psa biegnącego po śniegu, a drugi nagie stopy człowieka, który najprawdopodobniej wygląda przez okno jadącego pojazdu. W tej okładce dopatruję się bezpośredniego nawiązania do motywu samotności zawartego w tytule. My – ludzie czujemy potrzebę wolności, ale często wiąże się ona z samotnością, nie zawsze tą spowodowaną brakiem ludzi, ale również tą będącą świadomym wyborem. To zestawienie fotografii może być również próbą postawienia znaku równości pomiędzy psem biegnącym w nieznanym kierunku oraz człowiekiem, który zmierza gdzieś przed siebie. Może być też tęsknotą za wolnością albo metaforą wędrówki przez życie, która kończy się dla obu wspomnianych gatunków dokładnie w ten sam sposób. Jak zwykle pytań więcej niż odpowiedzi.

Tytuły poszczególnych kompozycji - podobnie jak okładka – wybitnie optymistyczne nie są. Zaczynamy od bardzo wolnego, ale przyjemnie snującego się Flesh and Bone. Ten utwór daje nam idealny pogląd na to, czego możemy się spodziewać po całym krążku. Gdzieś w głowie zaczynają pojawiać się skojarzenia z innymi postnymi zespołami. Tym razem pomyślałem o Mono. Tyle, że jeśli słucha się monumentalnego i pompatycznego grania zespołu z Japonii widzi się płatki kwiatu wiśni spadające z prędkością pięciu centymetrów na minutę na tle góry Fudżi. Słuchając muzyków z Karoliny Północnej bliżej mi po raz kolejny do grafik z Forgive Us Our Trespasses. Widzę postacie osnute mrokiem, raz snujące się bez celu, raz przemykające pomiędzy brudnymi, opuszczonymi budynkami, gdzieś w mieście – molochu bez życia. To uczucie nie mija kiedy rozbrzmiewa złudnie radosny How Each Friend Departed. Z czasem tylko potęguje się melancholia i wrażenie samotności (a może jednak odrzucenia) tak jak w kolejnym And No Two Walked Together. Później pojawia się trochę senny Our Teeth Are Falling Out, płynnie przechodzi Dark Days, Including After Midnight, który jest preludium do mojego zdecydowanego płytowego faworyta: The Weight of Loss is Whole. Wspomniana kompozycja to dla mnie teleport Włoch, gdzie spotkać można Giancarlo Errę komponującego materiał na kolejną płytę NoSound. To jest to idealne muzyczne odwzorowanie emocji towarzyszącej zagubionemu chłopcu z płyt Bezdźwięku i przy okazji jedyny utwór na płycie opatrzony wokalem. Żałuję, że Braveyoung nie uraczyli nas przynajmniej jeszcze jednym takim utworem. Chociaż może dzięki takiemu zabiegowi to The Weight… nabiera dodatkowego kolorytu i wyjątkowości. Kolejny utwór to The Light Narrows, najbardziej zalotnie nieśmiała, magicznie pociągająca i pięknie skonstruowana kompozycja. Na deser dostajemy utwór tytułowy, utrzymany w klimacie całej płyty.

Braveyoung We Are Lonely Animals to kolejna solidna marka z krainy atmosferycznego postrocka. Solidnie skonstruowana i dobrze opowiedziana historia. Jeśli mam dopatrywać się zarzutów to tym najszybciej przychodzącym do głowy jest mała różnorodność. Odczucie to można nazwać ‘monotonią’, ale ‘spójność’ pasuje tutaj równie dobrze. Ja skłaniałbym się ku temu drugiemu określeniu. Może muzyka Braveyoung nie przenosi mnie do malowniczej Japonii, ale wycieczka jaką fundują mi chłopcy z Kalifornii Północnej szalenie mi się podoba i z uwielbieniem oddaję się słuchaniu perełek wyłowionych z We Are Lonely Animals.

[Recenzja opublikowana została również w portalu ArtRock.pl]