wtorek, 13 września 2011

Hungry For Hands – I Was Hungry For Hands (2011)

Hungry For Hands – I Was Hungry For Hands (2011)


wydawnictwo: Ramberget Recordings

01. One [03:43]
02. Sarah [13:14]
03. Three [03:31]
04. Five [12:43]

Łączny czas: [33:11]

skład: Alexey (saksofon), Dmitriy (gitara), Vladimir (perkusja), Evgeniy (bas), Pavel (gitara)

gatunek: post-rock, post-metal

Hungry For Hands to wielka muzyczna tajemnica, zespół o którym znaleźć można jedynie skrawki informacji krążące w przepastnych czeluściach Internetu. W dorobku tej formacji znajduje się zaledwie jedno, jeszcze ciepłe wydawnictwo zatytułowane I Was Hungry For Hands. Mam nadzieję, że przy kolejnych odsłonach muzycznego talentu kwintetu zza naszych wschodnich granic pojawi się na ich temat więcej informacji. Na chwilę obecną pozostają nam domysły i wspomniane skrawki, co potęguje nastrój kreowany przez muzykę.

Jako miejsce działalności formacji podano Kijów-Singapur. Niewiadomą pozostaje, czy członkowie Hungry For Hands pochodzą z obu tych miast, czy może wymienione aglomeracje są punktami skrajnymi ich aktywności. Wiadomo natomiast, że kwiecień 2011 roku przyniósł minialbum zatytułowany I Was Hungry For Hands. To wydawnictwo może zostać potraktowane na dwa sposoby: jako jeden utwór zatytułowany tak samo jak płyta albo jako cztery odrębne kompozycje, składające się na spójną całość. Osobiście skłaniam się ku tej drugiej wersji, dlatego mowa będzie o czterech utworach o łącznym czasie trwania przekraczającym trzydzieści trzy minuty.

Ostatnią pozamuzyczną sprawą, o której wspomnę jest okładka, która zdecydowanie wzbudza zainteresowanie. Pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy jest ustawiona na pierwszym planie postać odziana w czarny płaszcz przewiązany w pasie, dłonie wbite głęboko w kieszenie. Wszystko byłoby całkowicie zwyczajne, gdyby nie okazało się, że ze wspomnianego płaszcza wyrasta drzewo. Trudno stwierdzić, czy to sprawka komputerowych manipulacji obrazem, czy udekorowany przedstawiciel ukraińskiej flory leśnej. W każdym razie okładka przyprawia o delikatne swędzenie mózgu, co zawsze odbieram za pozytywny objaw.

I Was Hungry For Hands rozpoczyna się utworem zatytułowanym One. Nie uświadczymy tu klasycznego intro, muzyka początkowo ledwo słyszalna, stopniowo przybiera na mocy, by ostatecznie osiągnąć poziom, który utrzymuje się do końca kompozycji. Odwrotny zabieg zastosowano w utworze (Five) kończącym płytę. One to świetny prognostyk, tego czego można się spodziewać po reszcie utworów. Mamy tu dużo postnej przestrzeni, jeszcze więcej ciekawego klimatu i przepływający w tle monolog. Po raz kolejny nie wiadomo, czy pochodzi on z jakiegoś filmu lub przemówienia, czy został stworzony na potrzeby utworu. Pewne jest to, że pasuje idealnie. Mój zdecydowany faworyt to utwór numer dwa, zatytułowany Sarah. Zaczyna się szmerami, nerwowymi potrąceniami strun gitary, zbyt długimi, jątrzącymi przerwami, by dopiero po przekroczeniu trzech minut trwania rozwinąć pełne brzmienie. Oprócz wspomnianej już wcześniej przestrzeni pojawia się tu element przesądzający o wyjątkowości Hungry For Handssaksofon, który odpowiednio dozowany idealnie dopełnia brzmienie pozostałych instrumentów i kreuje niesamowity wręcz nastrój. Bardzo rzadko spotykane połączenie dwóch muzycznych światów, w tym przypadku zaowocowały pięknym efektem. Historia pod tytułem Sarah to rzecz, którą powinien usłyszeć każdy fan wypadkowej postnego połączenia rocka z metalem. Trzecie kompozycja zatytułowana Three od początku narzuca tempo nieco większe niż do tej pory. Zdecydowanie większą rolę odgrywają w niej gitary i bardziej intensywne brzmienie perkusji. Kończący minialbum utwór Five zaczyna się jednym z bardzo przeze mnie cenionych efektów, mowa tu o deszczu. Na dźwięki towarzyszące obfitym opadom atmosferycznym nałożono powoli rozwijającą się historię, w której nie zabrakło wspominanych wcześniej sampli, niesamowitego saksofonu i zgrabnych melodii, typowych dla nurtu postmetalu.

I Was Hungry For Hands to intrygująca produkcja pochodząca zza naszych wschodnich granic, osadzona z klimatach postmetalu. Oprócz muzycznej poprawności warto podkreślić rewelacyjnie wykorzystany saksofon. Płyta choć krótka nie nudzi nawet po wielokrotnym zapętleniu, a każdą z muzycznych opowieści chętnie przeżywa się na nowo, dostrzegając i doceniając kolejne aspekty. Obowiązkowa pozycja dla fanów muzycznych dokonań formacji takich jak Callisto, czy Ninth Moon Black.

[Ta i inne recenzje do przeczytania również w portalu ArtRock.pl]