The Black Noodle Project – And Life Goes On...
1. Time Has
Passed [5:24]
2. Do it
Alone [4:05]
3. Where
Everything is Dark [6:27]
4. Face the
Truth [5:31]
5. Drops in
the Ocean [6:18]
6.
Interlude [2:48]
7. Where
Are U ? [4:50]
8.
Somewhere Between Here and There [5:48]
9. Lost (I
Miss You) [4:31]
10.
Disappeared [5:00]
11. She
Prefers Her Dreams [9:25]
Całkowity czas: 60:10
skład: Jérémie Grima (wokal, gitara), Anthony Leteve (bas),
Matthieu Jaubert (keyboard, wokal), Franck Girault (perkusja), Sébastien
Bourdeix (gitara)
gatunek: progressive rock, art rock
gatunek: progressive rock, art rock
Francja przez wiele długich lat
była dla mnie białą plamą na muzycznej mapie Europy. Na chwilę obecną nie mogę
dojść do wewnętrznego porozumienia zastanawiając się, skąd wzięło się we mnie
tak mało ciekawości lub tak dużo ignorancji. Okazuje się bowiem, że kraj ten
należy kojarzyć z szeroką gamą różnorodnych projektów, które niezwykle odważnie
sobie poczynają. Z powodzeniem można przytoczyć Alcest i wszystkie poboczne projekty Neige’a, brutalne brzmienia od
Anorexia Nervosa czy doom metalowe Remebrance. Czy to wszystko? Nie!
Zdecydowanie warto wspomnieć też o The Black Noodle Project.
O ile nazwa formacji może budzić
uśmiech na twarzy, to ani brzmienie ani poruszane treści zdecydowanie nie
powodują takiej reakcji. Początków działalności formacji należy upatrywać w
solowej twórczości jej lidera. W 2001 roku Jérémie Grima wykreował ideę The Black Noodle Project, wziął na
siebie ciężar komponowania i generowania wszystkich dźwięków. Owocem tych
działań było demo Dark Smiles… wydane
w roku 2003. Tuż po tym wydarzeniu solowy projekt Jérémiego przeistoczył się w
pełnowymiarowy zespół, który w 2005 roku
zarejestrował krążek And Life Goes
On…
Na pierwszym oficjalnym
wydawnictwie The Black Noodle Project
traktowanego jako pełnowymiarowy zespół znajdziemy jedenaście kompozycji i
ponad sześćdziesiąt minut muzyki. Już sama długość trwania krążka zasługuje na
uznanie. W żadnym momencie słuchania historii zatytułowanej And Life Goes On… nie pojawia się
uczucie znudzenia czy zniechęcenia. Nagrania nie nużą słuchacza i zdaje się, że
zespół również czerpał przyjemność z jego nagrywania. Zatem wszystko jest jak
najbardziej na swoim miejscu. Pozostaje jedynie smutek związany z tym, że płyty
wydawane współcześnie zazwyczaj kończą się po czterdziestu minutach.
Okładka zdobiąca And Life Goes On…przedstawia postać
stojącą na murze, która spogląda na świat roztaczający się po drugiej stronie, a ten zdaje się witać nowoprzybyłego błękitnym
niebem. Czyżby Francuzi chcieli dać nam do zrozumienia, że przeszkodom trzeba
stawiać czoła, a mimo niepowodzeń czy cierpienia, życie płynie dalej? Kupuję
taką wersję.
And Life Goes On…to krążek zbudowany z art rockowych
cegiełek, tworzących spójną całość. Trudno jest pisać o poszczególnych składowych
tak, żeby uniknąć powtórzeń, a sprawnie oddać całokształt wrażeń. Warto jednak
podkreślić kilka znaczących elementów stanowiących o atrakcyjności
tego wydawnictwa. Próżno na nim szukać wokali w ojczystym języku Jérémiego i
spółki. Trudno wyrokować czy działa to na korzyści odbioru, czy może jest wręcz
przeciwnie. Chociaż przyznam, że trudno mi jest wyobrazić sobie twórczość The Black Noodle Project w języku
francuskim.
Album And Life Goes On…należy włączyć w poczet płyt zadumanych. Brzmienie
The Black Noodle Project nie jest
eteryczne, jest delikatne, subtelne i przemyślane. Środki użyte do stworzenia
takiego wrażenia są oszczędne i wyważone, ale równocześnie różnorodne. Wśród
melodyjnych kompozycji pojawiają się takie smaczki jak przewijające się na
płycie płaczące gitary, saksofonowe solo (Do
it Alone), kosmiczne klawisze (Somewhere Between Here and There, When
Everything is Dark) czy wreszcie niezwykle przejmujące, akustyczne
brzmienie gitar i niespodziewane pojawienie się wiolonczeli (Where Are You U). Urzekają też dźwięki z
kategorii innych m.in. płacz dziecka (Interlude),
bicie dzwonów (Time Has Passed),
odgłos padającego deszczu (Do it Alone), czy w końcu dźwięki telewizora (She Prefers Her Dreams).
Z kompozycji na kompozycję coraz
bardziej zatapiam się w świat dźwięków The
Black Noodle Project i jest to proces jak najbardziej pożądany. Ten specyficzny, inspirowany Pink Floyd klimat pełen jest również
tej niezwykle cenionej przeze mnie muzycznej nostalgii, tęsknoty za
nieuchwytnym i trafnie postawionych pytań.
Wielokrotnie w trakcie
analizowania płyt, które własnousznie wybrałem do recenzowania w celu
gloryfikacji konkretnych wydawnictw dochodzę do wniosku, że wspomniane pozycje
wcale nie są aż tak dobre. Okazuje się wtedy, że dostrzegam znacznie więcej
słabych stron niż podczas tzw. słuchania dla przyjemności. Wiele elementów
okazuje się wtórnych, niedopracowanych czy zwyczajnie chybionych. W przypadku The Black Noodle Project i płyty And Life Goes On… było inaczej. Przy
każdym kolejnym odsłuchu na wierzch wypływa coraz więcej subtelnych szczegółów
czy atrakcyjnych smaczków. Choć omawiany krążek raczej już nie wejdzie do
kanonu światowej muzyki art rockowej to
zdecydowanie warto po niego sięgnąć. To wyjątkowo spójne wydawnictwo
prezentujące wysoki poziom grania nasyconego oparami twórczości Pink Floyd, co
zdecydowanie bardziej cieszy niż razi.
[Ta i inne recenzje do przeczytania również w portalu ArtRock.pl]
[Ta i inne recenzje do przeczytania również w portalu ArtRock.pl]