Lethian Dreams - Season Of Raven Words
01. Dawn [07:17]
02. Wandering [05:26]
03. See [01:36]
04. Raven [06:40]
05. White Gold [04:31]
06. Invisible [02:38]
07. Satyrs [06:50]
08. Roads [06:46]
Całkowity
czas: 41:44
skład: Matthieu
Sachs (guitars, keyboards), Carline Van
Roos (vocals, guitars, bass, keyboards, drum programming)
gatunek: doom metal, atmospheric
gatunek: doom metal, atmospheric
Od dłuższego czasu mam okazję
coraz odważniej poczynać sobie na francuskim rynku muzycznym. Eksploracje
dorobku tamtejszych zespołów przysparza nie tylko dużo satysfakcji, ale również
prawdziwych diamentów. Kolejnym niesamowitym znaleziskiem jest Lethian Dreams - formacja, która
została powołana do życia latem 2002 roku. Jej filary stanowią Matthieu Sachs
oraz obdarzona anielskim głosem Carline Van Roos. Oboje działają również pod
szyldem Remembrance, a umiejętności
Carline możemy również podziwiać słuchając Aythis.
Przyszło nam czekać blisko siedem
lat od momentu, w którym oficjalnie stworzono zespół do momentu, w którym
wydano jego pierwszy, długogrający krążek - Bleak
Silver Streams. Z kolejnym
wydawnictwem poszło zdecydowanie szybciej i tym sposobem na początku roku 2012
otrzymaliśmy Season of Raven Words, a
na nim osiem kompozycji i ponad czterdzieści minut muzyki.
Z Lethian Dreams nieodzownie kojarzy się dobra oprawa graficzna. Z
powodzeniem można dojść do takiego przekonania nie tylko spoglądając na okładki
płyt długogrających czy pomniejszych wydawnictw, ale także wchodząc na
oficjalną stronę zespołu. Całość urzeka nostalgicznym, mglistym i zdecydowanie
tajemniczym nastrojem. Season of Raven
Words ukryte jest pod zielonkawą, prostą grafiką, na której dostrzeżemy
elementy takie jak: drzewo, pochmurne niebo, niespokojnie krążące ptaki (czyżby
kruki?) oraz osadzoną w tej rzeczywistości postać. Całość jest nieco rozmyta i
jak się okazuje, pasuje to do zawartości krążka.
Początki działalności Lethian Dreams kojarzone są z
atmosferycznym doom metalem, gdzie pojawiały się mocniejsze uderzenia i
charakterystyczny, mocny, męski wokal. Jednak Season of Raven Words przyniósł zdecydowane odbicie od wcześniej
rozpoczętego kursu. Spomiędzy zdecydowanych momentami chropowatych, powolnych,
muzycznych uderzeń wynurzają się opowieści traktujące o bólu i cierpieniu,
jednak już bez tej typowej dla doom metalu przytłaczającej atmosfery. Dźwięki
oblane są anielskim, topiącym lodowce wokalem wygenerowanym przez Carline Van
Roos.
Przygodę z płytą rozpoczynamy od
utworu Dawn. Jego początkowe dźwięki
powodują, że przed oczami wyświetla mi się obraz starego lasu tuż po wschodzie
słońca. Promienie przenikają przez sklepienie drzew, w powietrzu unosi się
zapach wilgoci, a ja zalewany przez mleczną mgłę, powoli zapadam się w
nasiąknięty wodą mech. Muzyczne brzmienie ulega wzmocnieniu i do głosu dochodzi
wspomniany wcześniej anielski wokal. Gitary oraz pozostałe instrumenty, choć
zdecydowanie istotne, to nie grają tu pierwszej roli. Muzyczna otoczka pomaga
kreować niesamowity, tajemniczy i zdecydowanie oniryczny klimat, ale przede
wszystkim stanowi miękkie posłanie dla linii wokalu. Ten wcale nie wybija się
do przodu, kładzie się na dźwiękach, wtapia w nie i czaruje. Niespieszne tempo,
sporo przestrzeni i momentami odważna zabawa z ciszą przenoszą nas do kolejnej
kompozycji. Wandering zawiera
bardziej podkreśloną rolę perkusji, która
pulsuje w zdecydowany sposób i razem z każdym kolejnym riffem, czy dźwiękami
przeszkadzajek powoduje, że powietrze zaczyna drżeć. Nie jest to spowodowane
ścianą dźwięków czy eksplozją doznań, a raczej trudnymi do wyjaśnienia
wyładowaniami elektrycznymi - iście hipnotyczna kompozycja.
Kolejne pozycje na krążku Season of Raven Words powielają te cenne
i podkreślone przeze mnie elementy ważące na odbiorze całości wydawnictwa: tonę
nastroju i subtelności, wolne tempo przeszywane pulsującymi wzmocnieniami oraz
magiczny, oniryczny wokal Carline. Z wrażeń unikatowych, które pojawią się na
płycie tylko na chwilę warto wymienić m. in. krótki, przerywnikowy utwór See z dominującą klawiszowych dźwięków.
Najjaśniejszym momentem tej
opowieści jest kompozycja White Gold.
Urzeka już od samego początku, gdzie pojawia się w zasadzie ignorowane do tej
pory akustyczne brzmienie przeplatane mocniejszymi fragmentami i świetnie
brzmiącą perkusją. Zdaje się, że wokal wręcz świeci emocjami i pociąga jeszcze
bardziej.
Kolejny muzyczny przerywnik w
postaci Invisible to mała abstrakcja
na temat ambientu połączonego z folkiem, swoją drogą bardzo atrakcyjna. Trochę
szkoda, że tak krótka, bo wydaje się, że rozbudowanie tej kompozycji wyszłoby
płycie na plus.
Utwory zamykające krążek
uwypuklają inne – poza wokalem - walory Lethian
Dreams. Rewelacyjna do tej pory perkusja pokazuje pazur i zaskakuje
podwójną stopą, typową dla zdecydowanie bardziej ekstremalnych gatunków.
Pojawia się też trochę mocniejszych riffów i wszystkie wspaniałości wymienione
wcześniej.
O ile trudno jest dopatrzeć się w
tym materiale nadziei, szczęścia czy radości, a dominują te zdecydowanie mniej
przyjazne uczucia, to nieustannie odnoszę wrażenie, że mamy tu do czynienia z
paradoksem podobnym do tego dotyczącego czarnych dziur. Podobno większość ludzi
zakłada, że po teoretycznym znalezieniu się we wnętrzu wspomnianego obiektu
astronomicznego zostaje się otoczonym przez nieprzeniknioną ciemność, a jest
(czy też byłoby) zupełnie odwrotnie. Season
of Raven Words to album ociekający melancholią, tylko czy powinniśmy to
zjawisko rozpatrywać w negatywnych kategoriach? Zdecydowanie nie. Z ogromną przyjemnością raz po razie daję się otaczać przez dźwięki
wykreowane przez Lethian Dreams i z
przyjemnością jeszcze większą napawam się tymi emocjami.
[Ta i inne recenzje do przeczytania również w portalu ArtRock.pl]
[Ta i inne recenzje do przeczytania również w portalu ArtRock.pl]