Tune – Lucid
Moments
wydanie
własne, 2011
01.
Dependent [06:05]
02.
Repose [06:02]
03. Confused [05:03]
04. Lucid Moments [06:34]
05. Mip [04:47]
06. Dimensions [04:46]
07. Cabin Fever [06:35]
08. Masquerade [05:36]
09. Dr
Freeman [05:21]
Całkowity
czas: 50:53
skład: Adam
Hajzer (gitara solowa, rytmiczna), Leszek Swoboda (bas, wokal), Janusz Kowalski
(akordeon, syntezator), Wiktor Pogoda (perkusja), Kuba Krupski (wokal)
gatunek: alternative rock, art rock, progressive rock
gatunek: alternative rock, art rock, progressive rock
Tune to formacja powstała w Łodzi w 2009 roku. Na jej koncie znajduje się
wydany w dwa lata później krążek Lucid
Moments. Zespół od samego początku funkcjonowania nie zamierzał podążać
wytartymi szlakami, a raczej z dużym zaangażowaniem oddawał się karczowaniu
nowych dróg. Oczywistym jest, że tworzące go jednostki, pełnymi garściami
czerpały z dokonań przeszłych, muzycznych pokoleń, jednak robią to na swój
własny, wysublimowany sposób. Tak też do typowego rockowego składu dokooptowany
został akordeonista, który skutecznie pomaga odrzucić stereotyp przyklejony do
tego instrumentu jak guma do podeszwy.
Płyta została wydana z użyciem coraz rzadziej wykorzystywanego jewell case’a. Przy czym należy zaznaczyć, że wydawnictwo wcale na tym nie traci, bo w tym przypadku udało się wykorzystać wszystkie walory tego rozwiązania. Okładka to zdjęcie półpiętra starego budynku. Przez okno nieśmiało wpada światło, które uwydatnia drugą świeżość wnętrza. Na ścianie stanowiącej główną część okładki widać zarys sylwetki unoszącego się człowieka, co wzbudza skojarzenie z duszą wyrwaną ciału zmierzającą ku innej rzeczywistości. W kontekście tematyki albumu jest to szalenie sugestywna fotografia.
Zespół
powoli zaczyna słynąć z nietypowych, łamiących pewne przyjęte konwencje sesji
zdjęciowych. Jedną z nich możemy zobaczyć w skromnej książeczce. Ciała członków
formacji, jak zawieszone w gęstym powietrzu unoszą się swobodnie w
postfabrycznych pomieszczeniach. We wspomnianej wkładce zostały umieszczone
również teksty utworów. W tym przypadku można narzekać jedynie na rozmiar
czcionki, która mogłaby być nieco większa.
Ludzie
przychodzą i odchodzą, mijając nas pozostawiają po sobie historie pełne
zawodów, pasji i doświadczeń wplecionych w szarą, chaotyczną rzeczywistość.
Wykorzystanie takich historii w tworzeniu koncept albumu pozwala na nadanie
muzyce dodatkowej głębi, drugiego, trzeciego dna, a co może najważniejsze –
autentyczności. Taka jest płyta Lucid
Moments – niebanalna, intrygująca, szalenie prawdziwa, a przez to również
przygnębiająca. Wrażenia zrodzone podczas słuchania tego krążka są tymi, przez
które sięga się po muzykę i tymi, przez które się do niej wraca. Jest to
niewątpliwie spowodowane warstwą muzyczną, która powstała z wykorzystaniem
wcześniej wspomnianego akordeonu, kreatywnej i odważnej gry gitary prowadzącej,
sprawnej sekcji rytmicznej i nietypowej barwy głosu wokalisty, często
sięgającego po teatralne środki wyrazu. Wymienione elementy skutecznie ze sobą
współgrają tworząc atrakcyjną całość. Zespół nie boi się eksperymentować,
tworzyć rozbudowane kompozycje, manipulować przestrzenią i bezdźwiękiem.
Wszystko to namiętnie splata się z historią Michaela – podmiotu historii
zatytułowanej Lucid Moments, który
zagubił się we współczesnym świecie. Raz po razie przeżywając historię Michaela
coraz bardziej nabrzmiewa we mnie obawa przed zerknięciem w lustro, które może
uzmysłowić mi, jak wiele Michaela i jego problemów znajduje się we mnie samym.
Lucid Moments to krążek obok którego trudno przejść obojętnie,
trzeba go poczuć, strawić i przyswoić od początku do końca w pełnym skupieniu.
W innym wypadku można wyrządzić sobie krzywdę zbyt powierzchownego podejścia do
tematu, przed czym zdecydowanie przestrzegam!