Stałem
w jednym z miejsc najbardziej oddalonych od sceny i zastanawiałem się, co tak
właściwie przygnało mnie tego wieczoru do Hydrozagadki.
Z pewnością miałem na uwadze to, że jeszcze nie zawiodłem się na żadnym
koncercie organizowanym przez Post-rockPL,
ale raczej nie było to decydującym czynnikiem. Nie powodowała mną również
ciekawość, bo brzmienie Devil Sold His
Soul miałem możliwość poznać z nagrań płytowych, a i pogoda raczej zdawała
się sprzyjać opcji pozostania w łóżku i kontemplacji pęknięć na ścianie. Jednak
stało się – znalazłem się w klubie i rozpaczliwie starałem się znaleźć choć
jeden punkt mentalnego zaczepienia dla świadomości, która zdawała się wracać do
wspomnianego wcześniej łóżka.
Koncert
zaczął się później niż powinien, co zwykło się określać normalnym stanem
rzeczy, jednak w przypadku wydarzeń odbywających się pod pieczą przytoczonego
wcześniej organizatora, było to pewnym novum. Na szczęście w środku było
znacznie cieplej niż na zewnątrz i nie było to spowodowane jedynie płynnym
zaopatrzeniem baru.
Jako
pierwsi na scenie pojawili się młodzieńcy z Sight to Behold. Abstrahując od występu, była to dobra okazja do
uświadomienia sobie, że nie jest się już tym, kogo określić można mianem młody zdolny. A nawiązując do niego
trzeba podkreślić, że na wydźwięk twórczości zespołu mógł negatywnie wpłynąć
brak stałego perkusisty, który z powodów zdrowotnych nie mógł zająć miejsca za
bębnami. Na szczęście chłopakom z zespołu udało się znaleźć odważnego
bębniarza, który podjął się wyzwania opanowania koncertowego setu w dwa dni.
Sam występ wypadł raczej pozytywnie, chociaż dało się odczuć, że ci nieliczni
zgromadzeni tego wieczoru w Hydrozagadce
oszczędzali się na koncert Devil Sold
His Soul.
Devil Sold His Soul mieli okazję odwiedzić Warszawę w 2010 roku. Wtedy
zawitali do Progresji, gdzie nie udało się im zgromadzić zbyt wielu fanów post
hardcore’owego grania. Zdaje się, że udany set, ciepłe przyjęcie i pozytywne
wrażenia tych najbardziej oddanych fanów nie zatarły wrażenia, że coś przy
organizacji tego wydarzenia poszło nie tak jak pójść powinno. Tym razem miało
być inaczej, ba, tym razem miało być dużo lepiej. Warto było o to zadbać, bo
koncert w Hydrozagadce otwierał trasę Brytyjczyków. Niestety po raz kolejny
frekwencja nie dopisała i to mimo ciężkiej pracy promocyjnej organizatorów.
Klub nie świecił pustkami, ale liczebność osób wypełniających jego przestrzenie
nie była zadowalająca, a mając w pamięci koncerty If These Trees Could Talk czy Russian
Circles, ta była - mówiąc oględnie – skromna. Ze sceny dało się usłyszeć
dość przekrojowy materiał, pojawiły się między innymi kompozycje z Blessed & Cursed czy z aktualnie
promowanego Empire of Light, a
kolejne utwory przerywane były swojsko brzmiącym dzięki. Warto jeszcze podkreślić, że wyraźnie dało się zauważyć
rozwarstwienie publiczności. Część ochoczo przystąpiła do spożytkowania
nadmiaru energii, część zaś w bezpiecznej odległości jakby od niechcenia
spoglądała na scenę. Jedni i drudzy wzajemnie się tolerowali, chociaż wydaje mi
się, że nić porozumienia w takich momentach jest niezwykle cienka.
Po
powrocie do domu zastanawiałem się, na ile wspomniane rozwarstwienie faktycznie
miało miejsce, a na ile starałem się znaleźć usprawiedliwienie swojego
zachowania w zachowaniach innych. Wiem natomiast, że był to kształcący
wieczór, który utwierdził mnie w
przekonaniu, że to nie w tej bajce powinienem straszyć. Organizatorom życzę wytrwałości
mimo niepowodzeń, zespołowi udanej trasy, a sobie trafnych koncertowych
wyborów.