niedziela, 23 września 2012

Echa Devil Sold His Soul


 Stałem w jednym z miejsc najbardziej oddalonych od sceny i zastanawiałem się, co tak właściwie przygnało mnie tego wieczoru do Hydrozagadki. Z pewnością miałem na uwadze to, że jeszcze nie zawiodłem się na żadnym koncercie organizowanym przez Post-rockPL, ale raczej nie było to decydującym czynnikiem. Nie powodowała mną również ciekawość, bo brzmienie Devil Sold His Soul miałem możliwość poznać z nagrań płytowych, a i pogoda raczej zdawała się sprzyjać opcji pozostania w łóżku i kontemplacji pęknięć na ścianie. Jednak stało się – znalazłem się w klubie i rozpaczliwie starałem się znaleźć choć jeden punkt mentalnego zaczepienia dla świadomości, która zdawała się wracać do wspomnianego wcześniej łóżka.

Koncert zaczął się później niż powinien, co zwykło się określać normalnym stanem rzeczy, jednak w przypadku wydarzeń odbywających się pod pieczą przytoczonego wcześniej organizatora, było to pewnym novum. Na szczęście w środku było znacznie cieplej niż na zewnątrz i nie było to spowodowane jedynie płynnym zaopatrzeniem baru.

Jako pierwsi na scenie pojawili się młodzieńcy z Sight to Behold. Abstrahując od występu, była to dobra okazja do uświadomienia sobie, że nie jest się już tym, kogo określić można mianem młody zdolny. A nawiązując do niego trzeba podkreślić, że na wydźwięk twórczości zespołu mógł negatywnie wpłynąć brak stałego perkusisty, który z powodów zdrowotnych nie mógł zająć miejsca za bębnami. Na szczęście chłopakom z zespołu udało się znaleźć odważnego bębniarza, który podjął się wyzwania opanowania koncertowego setu w dwa dni. Sam występ wypadł raczej pozytywnie, chociaż dało się odczuć, że ci nieliczni zgromadzeni tego wieczoru w Hydrozagadce oszczędzali się na koncert Devil Sold His Soul.

Devil Sold His Soul mieli okazję odwiedzić Warszawę w 2010 roku. Wtedy zawitali do Progresji, gdzie nie udało się im zgromadzić zbyt wielu fanów post hardcore’owego grania. Zdaje się, że udany set, ciepłe przyjęcie i pozytywne wrażenia tych najbardziej oddanych fanów nie zatarły wrażenia, że coś przy organizacji tego wydarzenia poszło nie tak jak pójść powinno. Tym razem miało być inaczej, ba, tym razem miało być dużo lepiej. Warto było o to zadbać, bo koncert w Hydrozagadce otwierał trasę Brytyjczyków. Niestety po raz kolejny frekwencja nie dopisała i to mimo ciężkiej pracy promocyjnej organizatorów. Klub nie świecił pustkami, ale liczebność osób wypełniających jego przestrzenie nie była zadowalająca, a mając w pamięci koncerty If These Trees Could Talk czy Russian Circles, ta była - mówiąc oględnie – skromna. Ze sceny dało się usłyszeć dość przekrojowy materiał, pojawiły się między innymi kompozycje z Blessed & Cursed czy z aktualnie promowanego Empire of Light, a kolejne utwory przerywane były swojsko brzmiącym dzięki. Warto jeszcze podkreślić, że wyraźnie dało się zauważyć rozwarstwienie publiczności. Część ochoczo przystąpiła do spożytkowania nadmiaru energii, część zaś w bezpiecznej odległości jakby od niechcenia spoglądała na scenę. Jedni i drudzy wzajemnie się tolerowali, chociaż wydaje mi się, że nić porozumienia w takich momentach jest niezwykle cienka.

Po powrocie do domu zastanawiałem się, na ile wspomniane rozwarstwienie faktycznie miało miejsce, a na ile starałem się znaleźć usprawiedliwienie swojego zachowania w zachowaniach innych. Wiem natomiast, że był to kształcący wieczór,  który utwierdził mnie w przekonaniu, że to nie w tej bajce powinienem straszyć. Organizatorom życzę wytrwałości mimo niepowodzeń, zespołowi udanej trasy, a sobie trafnych koncertowych wyborów.