czwartek, 27 grudnia 2012

kolejna kawa


Dawno już minęła godzina dziewiętnasta. Zegar z pewnością tykałby niemiłosiernie, wypełniając to ponad dwudziestometrowe pomieszczenie nieznośnym dźwiękiem. Na szczęście tak się nie dzieje, bo nie ma tu żadnego zegara, który mógłby odważyć się tykać. 



Wystarczy już, że za jedynym oknem w pomieszczeniu, które w zasadzie bardziej jest drzwiami na balkon niż oknem, tętni warszawskie życie pędzących maszyn. Nie lubię hałasu, dlatego zamykam się w swoim świecie muzyki, książek, filmów. Na końcu chciałoby się dodać 'gier', ale gry raczej już nie pojawiają się w moim życiu, jak kiedyś miały okazję to czynić. Wracając do zegarów, w zasięgu wzroku znajdują się tylko te zdehumanizowane elektroniczne wyświetlacze telefonu i komputera. Zapadam się w niewygodnym fotelu, który z pewnością nie poprawia kondycji mojego kręgosłupa. Zastanawiam się, czy kolejna kawa dzisiejszego dnia, to byłaby już przesada. Szczelnie otulam się dźwiękami, które płyną ze słuchawek. Lampka stojąca nieopodal rozgania mrok i daje wrażenie ciepła. Zawsze wydawało mi się zabawne, to że światło kojarzy mi się z ciepłem. Zakładam, że w prosektorium ten efekt już nie działa, choć przyznam, że nie miałem okazji sprawdzić tego empirycznie. Przypominam sobie świetną płytę A Black House, A Coloured Home holenderskiej formacji We vs. Death, myślami nieustannie wracam do filmu Let The Right One In, który polecił mi Neige z Alcest, a ze stołu zerka na mnie czwarty, finałowy tom Pana Lodowego Ogrodu, który trafił do mnie z okazji świąt. Święta, o których mowa nierozerwalnie związane są z końcem grudnia. A przecież jeszcze niedawno zarzekałem się, że właśnie w tym miesiącu blog ruszy z kopyta, pojawi się na nim dużo nowych materiałów w tym oczywiście recenzji. Nie wiem, na ile minąłem się z prawdą, a na ile rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje zamiary. Może faktycznie jestem kłamcą i hipokrytą, może faktycznie przydałaby mi się przerwa lub ludzie do pomocy, w końcu i tak większość osób, które trafiają do Świata Pomiędzy tytułuje mnie mianem redakcji, ekipy lub po prostu wami. A może uda się od stycznia? Nie wiem. Kończę siorbać nadprogramową kawę i na koniec (lecz na początku) dorzucam obrazek do tekstu, wszak to one (obrazki) rządzą Internetem. Grafika przedstawia plamę po kawie, jeden z efektów programu GIMP. Wygląda to miernie, ale sztuka rządzi się własnymi prawami, prawda? 

PS. W dniu jutrzejszym audycja się nie odbędzie. Staram się odpoczywać, nabierać sił i chęci, a do tego rozbijam się samochodem po Warszawie. Jeśli nie macie, co ze sobą zrobić tego wieczora, to polecam wspomnianą płytę, film i książkę. Do usłyszenia wkrótce.