Pudełko z Ikei |
Jakiś
czas temu miałem okazję zjawić się w miejscu, które byłoby idealną siedzibą
szwedzkiej mafii, gdyby ta kiedykolwiek miała okazję rządzić światem. Mowa o
sklepie, który słynie z drewnianych mebli, z których złożeniem powinna sobie
poradzić względnie sprawna manualnie małpa oraz podobno mniej drewnianych
hot-dogów. Tego drugiego nie jestem w stanie potwierdzić – nie jadłem,
natomiast kiedyś kupiłem szafkę i udało mi się ją złożyć, więc z tą małpą to z
pewnością nie przekłamanie.
Kiedy
udało mi się już odbębnić rytuał oglądania poduszek, pudełek i miliona innych
rzeczy, które znajdują się w ofercie sklepu, udałem się do kasy. Tu należy
wspomnieć o dwóch rzeczach: po pierwsze kupiłem bardzo ładne, kartonowe
pudełko, w którym trzymam płyty z przeznaczeniem konkursowym, a po drugie
wyprawa ta przypomniała mi jak bardzo irytują mnie ludzie. Nie lubię ludzi, ale
nie jest to nowa kwestia. Najgorsze w tych sklepowych osobnikach, które żółwim
tempem przemieszczają sklepowe powierzchnie wodząc dokoła tępym wzrokiem wcale
nie jest to, że zawsze tarasują całe przejście – jeśli nie sporych gabarytów
odwłokiem, to z wykorzystaniem wózka – nie jest to również to, że nie reagują
na prośby, błagania czy nawet groźby. Nie, wcale to nie jest najgorsze.
Najgorsze jest to, że łączą się siatki szpiegowskie, koordynują swoje działania
tak, żeby zawsze wybrać się do tego samego sklepu co ja.
Na
szczęście udało się – dotrwałem. Zakupy spakowałem, zapłaciłem i mogłem
spokojnie udać się do wyjścia. Nie, to by było zbyt proste. Ostatecznie miałem
jeszcze okazję wysłuchać dialogu, który zmusił mnie do myślenia. Radosny
chłopiec w wieku maksymalnie dwunastu lat dzierżąc w dłoni loda typu włoskiego
podszedł do swoich rodziców i wyraźnie zaaferowany tako do nich rzecze:
-
Tato, tato! Wystarczy przysunąć rożek a lód sam się nakłada!
-
Automat? – po chwili namysłu, jakby od niechcenia odpowiedziała głowa rodu.
-
Tak! – niemal wykrzyknął chłopiec, po chwili szeptem dodając – Maszyny zastępują
ludzi.
I
ja już teraz nie wiem: cieszyć się z pudełka na płyty, czy raczej obawiać się
buntu maszyn, ostatecznie toster jakoś dziwnie mi się przygląda…