wtorek, 27 stycznia 2015

Fismoll: Teatr Syrena (25.01.2015)

materiały prasowe

Nie ma miejsca na granie muzyki, które można uznać za zaskakujące. Z pewnością część z nich może być nieodpowiednia, ale przecież znane są przypadki koncertów w jaskiniach, lasach, kościołach. Lokalnych przykładów nie trzeba szukać daleko. W maju 2011 roku na scenie Kina Muranów wystąpił zespół Blindead, odgrywając materiał z krążka Affliction XXIX II MXMVI. Dlatego, kiedy Teatr Syrena ogłosił cykl koncertów pod szyldem Syrena Music, to nie byłem zaskoczony. Nie będę jednak ukrywał, że niemal z miejsca rozgorzała we mnie ciekawość, tego jak teatralna scena sprawdzi się w roli sali koncertowej. Teraz już wiem i z całą stanowczością mogę stwierdzić, że sprawdza się znakomicie.

Z dość szerokiego gatunkowo grona artystów, którzy będą mieli okazję zawitać do Teatru Syrena, wybrałem Fismolla. Zanim jednak udało mi się zasiąść na teatralnej sali i zacząć chłonąć dźwięki generowane przez Fisia i spółkę, to napotkałem kilka problemów. Okazało się, że koncertowe przyzwyczajenia dały o sobie znać i niemal przegapiłem start występu, kiedy to udało mi się pomylić godzinę rozpoczęcia wydarzenia z godziną otwarcia drzwi. Szczęśliwie dotarłem jeszcze przed drugim dzwonkiem i z powodzeniem udało mi się zahaczyć o szatnię i rozwiązać problemy z obecnością, a raczej brakiem obecności mojego nazwiska na liście gości.



Nie zdążyłem dobrze rozejrzeć się po wypełnionej po brzegi sali, a tuż przy mnie pojawiła się przemiła Pani, która wskazała mi miejsce, które powinienem zająć. Wspomniana jednostka i jej zmienniczki, już w trakcie koncertu, dzielnie walczyły z osobnikami, które choć spróbowały błysnąć wyświetlaczem telefonu. Nie przypominam sobie imprezy podobnego formatu, której nie towarzyszyły irytujące lampy aparatów, rozmowy, czy dźwięk brzęczącego szkła. Panowała cisza, ciemność i intymna atmosfera, która jest wręcz niezbędna do chłonięcia tego typu muzycznych emocji. Dlatego ochoczo zatopiłem się w miękkim fotelu i skupiłem się na tym, co działo się na scenie.



Fismoll wraz z przyjaciółmi ponownie stanął na wysokości zadania, prezentując muzykę na bardzo wysokim poziomie. W repertuarze na ten wieczór pojawił się doskonale znany z koncertów i z płyty materiał, ale nie zabrakło też tworów relatywnie nowych jak np. zawarty na składance NextPopu utwór The Healing. Koncert był świetnie nagłośniony. Bardzo sprawnie pracowała sekcja rytmiczna, w której warto wyróżnić perkusistę. Zawsze miło jest być świadkiem sytuacji, w których człowiek pochłonięty swoim zadaniem, daje mu się ponieść. Równie miło jest doświadczyć wiolonczeli w wersji koncertowej, która dodaje całemu wydarzeniu dużo uroku. Oczywiście zachwycił także sam Fismoll, który nie tylko posiadł niezwykłą umiejętność tworzenia ulotnych, zachwycających dźwięków, ale z miejsca budzi sympatię poprzez wrodzoną skromność. Jedynym minusem całego wydarzenia, były światła, które naprzemiennie to pomagały kreować nastrój, to zasłaniały wizualizacje. Na szczęście muzykę chłonie się przede wszystkim uszami, a tu już nie było się do czego przyczepić.



Teatr Syrena zdał test na piątkę z plusem, gwarantując salę ze świetną akustyką i niesamowitym, kameralnym nastrojem, a także możliwość występu Fismollowi, który nie tylko podjął się zadania, ale poradził sobie z nim wyśmienicie, zabierając wszystkich chętnych w niezwykle emocjonalną podróż pełną eterycznych dźwięków.