czwartek, 13 sierpnia 2015

Rosetta: Hydrozagadka (09.08.2015)


Często nie potrzeba wielu słów, żeby oddać nastrój panujący na koncercie, opisać klimat, który rozlewa się w klubie, emocje i reakcje na linii słuchacz - muzyk. Zdarzają się jednak sytuacje, w których sprawa niesamowicie się upraszcza, a za sam opis wystarczy zaledwie jedno słowo. Tak też było w przypadku niedzielnego koncertu Rosetty. Wiecie jakie to słowo? Spełnienie.

Zanim jednak Rosetta wysunęła się na pierwszy plan, na scenie pojawili się muzycy zespołu I Am Waiting For You Last Summer. Z dokonaniami tego projektu miałem okazję zetknąć się wiele miesięcy wcześniej i nie przywiązałem do nich większej uwagi. Ot kolejny post-rockowy twór, który w typowe dla gatunku przestrzenie wplata rozwiązania elektroniczne. Mimo braku zachwytu nad materiałem studyjnym, nie odmówiłem sobie przyjemności posłuchania, jak wypada on na żywo. Warto też zaznaczyć, że gdybym w takiej sytuacji znalazł się dwa, trzy lata temu, to prawdopodobnie nie wytrwałbym do końca, ponieważ nieoczekiwanie okazało się, że wcale nie mówimy o elementach elektroniki, ale o potężnej ilości syntezatorowych wyziewów, które dodatkowo, z doskoku, były wspomagane klawiszowymi zagrywkami. Zatem oprócz gitarowych struktur nie zabrakło kilku przaśnych momentów, które zdawały się bawić nie tylko zespół, ale i ludzi zgromadzonych w klubie. A klub to słowo bardzo na miejscu, bo faktycznie formacja z Rosji byłaby w stanie stworzyć całkiem ciekawy podkład do elektronicznej imprezy z tzw. muzyką klubową. Choć i po koncercie zabrakło zachwytów, to doświadczenie było na tyle ciekawe, że nie tylko zamierzam odświeżyć dotychczasowy materiał, ale z przyjemnością wybrałbym się na kolejny koncert.


Na żadnym ze stołecznych koncertów Rosetty nie brakowało ognia. Formacja wyrabia sto dwadzieścia procent normy, zostawiając na scenie najgłębiej ukryte zapasy energii. Nowsze i starsze kompozycje wypadają rewelacyjnie zarówno pod względem technicznym - instrumentalnym, jak i wokalnie - dzięki szalonemu frontmanowi. Tym razem było podobnie, choć pokuszę się o stwierdzenie, że ze wszystkich występów składu z Filadelfii, na których miałem okazję się pojawić, ten wypadł najlepiej. Dopisała nie tylko świetna dyspozycja - i to mimo awaryjnego dołączenia do formacji basisty Junius, ale także publiczność, która błyskawicznie zestroiła się z zespołem. Klub wibrował w jednym rytmie, przy akompaniamencie niskich dźwięków atakujących ze sceny. Czas zbił się w ciasną kulę piekielnego upału i niekończących się eksplozji muzycznych wrażeń. W momentach pozbawionych wokali, kiedy muzyka na dobre przejmowała kontrolę nad fanami Rosetty, jej wokalista na chwilę zamierał i błądził wzrokiem, szukając punktu zaczepienia gdzieś w tłumie. To niezwykłe uczucie obserwować człowieka w jego żywiole, człowieka z wyrazem prawdziwego spełnienia na twarzy. To było jak objawienie, jak impuls do wykrzesania kolejnej dawki energii, po którą ludzie ochoczo wyciągali swoje spocone łapska. Nieczęsto nadarza się okazja do zaobserwowania tej niesamowitej symbiozy w akcji. Koncert skończył się zdecydowanie zbyt szybko. Ze względu na nieobecność etatowego basisty, zespół został zmuszony do stworzenia okrojonego zestawu utworów, przez co zabrakło również bisu.



Na zakończenie posłużę się banałem: apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przy tak rewelacyjnej formie i świetnej energii po prostu chciałoby się zdecydowanie więcej. Jednak ostatecznie dochodzę do wniosku, że lepiej pozostać w tym drażniącym niedosycie i wypatrywać kolejnej okazji do obfitych zbiorów koncertowych wrażeń. Hydrozagadka i Panowie z Post-rock.Pl z czystym sumieniem mogą dopisać do swoich osiągnięć kolejny fenomenalny koncert. Grzecznie proszę o więcej.