poniedziałek, 21 września 2015

Spoiwo, God Is An Astronaut: Progresja (17.09.2015)


W świecie ogromnej dostępności wszelakich treści zdarzają się zaskakujące i często trudne do racjonalnego wyjaśnienia relacje na linii twórca-odbiorca. Tak też jest w przypadku specyficznej, wzajemnej fascynacji polskich fanów przestrzennej muzyki gitarowej i formacji God Is An Astronaut. Po każdej z wydanych w ostatnim dziesięcioleciu płyt, zespół przyjeżdżał Kraju nad Wisłą na kilka koncertów, budząc tym samym niemałe zainteresowanie. Nie inaczej było przy okazji tegorocznego, bardzo udanego wydawnictwa Helios / Erebus. W polskiej części trasy koncertowej Irlandczykom towarzyszyła gdańska formacja Spoiwo.

Choć Spoiwo wzięło na siebie niełatwe zadanie grania w roli supportu, to wybrnęło z niego wyśmienicie. Materiał wydany jako Salute Solitude, a także świetna postawa koncertowa zagwarantowała formacji z Gdańska nie tylko ciepłe przyjęcie, ale i przyjemnie zapełnioną salę. Mimo niekwestionowanej gwiazdy wieczoru, można było odnieść wrażenie, że spora część osób zgromadzonych w Progresji pojawiła się tam właśnie ze względu na pierwszą z występujących formacji. A wszyscy nieprzekonani o potencjale i umiejętności Spoiwa mieli doskonałą okazję do tego, żeby pozbyć się wątpliwości, kto jeszcze przez lata będzie siał pozytywny zamęt na polskich scenach. W postawie post-rockowców z Pomorza warto podkreślić maniakalną tendencję do poprawiania i przerabiania swoich kompozycji, zbliżając je tym samym do perfekcji. Przy każdej kolejnej okazji znane mi kompozycje, brzmią nieco inaczej, muzycy na scenie dają się ponosić emocjom, co niewątpliwie wychodzi im na korzyść. Mogę przyczepić się zaledwie do dwóch elementów ich występu. Pierwszym ze zgrzytów było brzmienie perkusji. Sam instrument był naprawdę dobrze słyszalny, ale dźwięki przez niego generowane jakby niepełne. Było to trochę, jak kamyk w bucie - niby fajnie spacerować, ale jednak uwiera. Druga sprawa to Simona Jambor, która robi ogromną różnicę wizualną na scenie, a jednak nie jest wystarczająco wyeksponowana. Panowie, nie bądźcie tacy!


Muzycy God Is An Astronaut przyjechali do Polski promować wydaną w tym roku płytę Helios / Erebus. Materiał z najcięższej i najmroczniejszej płyty w historii grupy zdominował setlistę. Wśród zagranych kompozycji aż pięć numerów pochodziło z najnowszego wydawnictwa. Nie mogło zabraknąć tego tytułowego, którego koncertowe wykonania zapada w pamięć. Występ uświetniły nieco starsze utwory, wśród których obowiązkowo musiał pojawić się koncertowy killer w postaci Suicide By Star. Jest to jedna z moich ulubionych kompozycji Irlandczyków, nie sposób zatem opisać radości, którą wywołało pojawienie się pierwszych, charakterystycznych dźwięków, a ostatecznie morderczej partii perkusji, podczas bisu. Koncert został świetnie nagłośniony, a muzycy pokazali nie tylko umiejętności, ale i chęci do wspólnej zabawy z publicznością. Elementy spokojne, przestrzenne przeplatały się ze ścianami dźwięków, zasypując buszujących pod sceną falami energii. Jedyne czego zabrakło podczas tego koncertu to czasu na trzeci, czwarty i piąty bis, bo chciałoby się więcej i więcej.


Jeśli znajdzie się chętny dla wytłumaczenia polskiego fenomenu God Is An Astronaut, to nie będzie miał przed sobą łatwego zadania. Jedno jest pewne - uwielbiamy ich muzykę, niesłabnącą energię i szczerość przekazu, a oni najwyraźniej uwielbiają dzielić się z nami tymi przymiotami. W takich okolicznościach zwyczajnie nie wypada nie nadstawić rąk i uszu po więcej.