niedziela, 27 marca 2011

echa Systematic Disorder II

Data: 26 marca 2011
Start imprezy: 19.20
Miejsce: klub Progresja
Wydarzenie: koncert Systematic Disorder II

Pisałem ostatnio o graniu do pustej sali, o tym jakie to niewdzięczne zadanie wychodzić do ludzi z sercem, a w zamian otrzymywać obojętność. Fakt, może i obojętność jest lepsza od agresji, ale...

Miałem okazję zobaczyć na scenie cztery świetne zespoły. Miałem również okazję przyglądać się organizacji koncertu i uczestniczyć w jego promowaniu. Widziałem zapał Polish Under Force włożony w zainteresowanie warszawskiej publiczności imprezą pod szyldem Systematic Disorder. Frekwencja była gorzej niż zła, a ja w żaden racjonalny sposób nie jestem w stanie wytłumaczyć takiego stanu rzeczy. Z tego miejsca chciałbym podziękować wszystkim zespołom, które mimo wszystko na scenę wyszły i pokazały się z bardzo dobrej strony. Dziękuję.

Wracając do muzyki. Koncert zaczął się z delikatnym opóźnieniem, odczuwalnym, ale niedenerwującym.

Merkabah. Dużo dobrego słyszałem nie tylko o awangardowych dźwiękach produkowanych przez tę formację, ale o wizualizacjach, które tym dźwiękom towarzyszą. Zawsze denerwują mnie wizualizacje wyświetlane za plecami perkusisty, który zakrywa przynajmniej połowę ekranu. Tutaj było inaczej. Całkiem inaczej. Przyczepiony pod sufitem materiał zasłaniał całą scenę, tak że było widać tylko zarysy poruszających się za nim postaci z instrumentami. Na 'ekranie' pojawiały się obrazy. Dziwne, frapujące, straszne. Były rozmazane, niewyraźne. Jedne zlewały się w drugie. Zacierały się granice między kształtami. Raz to muzycy byli bardziej widoczni, raz fragmenty filmów. Tło stawało się pierwszym planem, a pierwszy plan tłem. Nie wiem na ile ten efekt był zamierzony, ale w moim odczuciu wyszło fenomenalnie. Muzycznie było równie ciekawie. Pojawił się dawno przeze mnie niewidziany saksofon. Trudno coś więcej dodać do relacji muzyki z worka awangarda. Tego zwyczajnie trzeba doświadczyć. Mogę mieć tylko jedno zastrzeżenie do tego występu. W moim uznaniu było zdecydowanie za głośno.

NAO. Temat tej formacji pojawiał się już we wcześniejszych relacjach. Nie mogę się już doczekać premiery ich debiutanckiego krążka, a ta złośliwie odsuwa się w czasie raz za razem. Widziałem występ tego zespołu już trzy razy. Co ciekawe ani razu nie wybierałem się na koncert ze względu na NAO, ale po każdym kolejnym koncercie wychodziłem równie zadowolony, również przez wzgląd na zespół na literę N. Wczoraj było równie dobrze, a chęć zabrania formacji ze sobą w wersji zminiaturyzowanej nadal się potęguję. Oby tylko płyta nie okazała się musztardą po obiedzie.

Moanaa. Przesympatyczni ludzie ze zdrowym podejściem do tworzenia muzyki. Tuż przed koncertem dowiedziałem się, że mają nowego wokalistę, dlatego też pojawił się tylko nowy materiał. Nie byłem tą wiadomością zachwycony, bo epkę wydali zacną, ale odsłuchanie premierowych (dla mnie) kawałków wypadło równie dobrze. Jestem niezmiernie ciekawy jak to wypadnie na albumie, który pojawić ma się pod koniec roku. Duża energia, ciekawa przestrzeń, więcej muzycznych pejzaży. Dobrze to brzmi i poproszę więcej. Boję się tylko, że porównania do Blindead, zwłaszcza jeżeli chodzi o czyste wokale, będę nieuniknione.

Forge of Clouds. Nie oglądałem żadnych materiałów wideo tego zespołu, a zakładam, że te nieoficjalne istnieją. Stąd pojawiło się u mnie zdziwienie, kiedy zobaczyłem trzy statywy z mikrofonami. Trzy wokale, które na płycie w zasadzie zlewają się w jeden. Nie tylko ja byłem pewien, że śpiewa tylko jedna osoba. Uśmiech na mojej twarzy pojawił się też kiedy zobaczyłem napis Mouth of the Architect na bluzie jednego z członków zespołu. Usta Architekta to bardzo dobry wzorzec. Muzycznie? Rewelacja. Pojawiły się utwory z przesłuchanej przeze mnie wielokrotnie płytki oraz dwa nowe, ciekawe kawałki. Udało mi się też zdobyć płytkę w formie fizycznej, z czego niezmiernie się cieszę. Czekam też zniecierpliwiony na kolejne wydawnictwa i na koncerty przy zapełnionej po brzegi sali. Może okazja nadarzy się w czerwcu?


Bardzo ciekawe wydarzenie muzyczne. Cztery głodne grania zespoły z dobrym materiałem. No i na zakończenie wstyd, że tak nieliczni wykazali chęć dania szansy tym muzykom. Po tym wieczorze żałuję jeszcze tylko jednej rzeczy. Nie czułem się najlepiej, chyba przeczuwając dzisiejsze załamanie zdrowotne i udało mi się zarejestrować tylko rozmowę z zespołem Moanaa. Plan minimum zakłada jeszcze drugą formację z południa Polski, czyli Forge of Clouds...mam nadzieję, że uda mi się to nadrobić w tym dziesięcioleciu.