niedziela, 24 lipca 2011

echa OMF PromoGig II

Data: 23 lipca 2011
Start imprezy: 20.00
Miejsce: FonoBar
Wydarzenie: PromoGig II

Znam wiele klubów muzycznych i okołomuzycznych o nietypowych lokalizacjach, czy też lokalizacjach trudnych do namierzenia. Mimo tego życie ciągle jest w stanie mnie zaskoczyć. Pozwolę sobie na dygresję – radę: jeżeli jeszcze nie byliście w FonoBarze, a macie zamiar się tam wybrać – spytajcie znajomych o drogę. Ja nie spytałem i wczoraj miałem okazję odczuć na własnej skórze wagę swojego błędu. Błądząc pomiędzy sektorami działki przy Wawelskiej 5 powoli traciłem orientację w terenie (o nadziei nie wspomnę). Na szczęście finał tej eskapady okazał się szczęśliwy.

Start imprezy planowany był na okolice godziny dwudziestej. To jest chyba pora na kolejną dygresję. Mając już dość pokaźny bagaż koncertowych doświadczeń powinienem przejść do porządku dziennego nad punktualnością tego typu wydarzeń. Niestety w dalszym ciągu sprawia mi to trudność. Punktualność to ważna cecha. Szkoda, że jak do tej pory nie wszyscy mogą sobie na nią pozwolić.

Podsumowując sprawy nie-muzyczne: punktualność na minus, figura terminatora w skali 1:1 stojąca obok dźwiękowców na plus.

Pierwszym zespołem, który miał okazję zaprezentować się skromnej (w liczbie, nie zachowaniu) publiczności był warszawski kwartet [wreath]. Wiem, że niedawno wydali minialbum zatytułowany Serpent Moves, dlatego odgórnie założyłem, że zagrają tylko materiał, który znalazł się na tym wydawnictwie. Tak się nie stało. Oprócz utworów z wspomnianego krążka pojawił się m.in. utwór Leash z płyty October i dwa nowe utwory, które jeszcze czekają na swój oficjalny, płytowy debiut. Był to mój drugi kontakt z tą formacją i muszę przyznać, że progres w ich poczynaniach jest wyraźnie widoczny i mnie jaka fana połamanych rytmów cieszy nad wyraz.

Formacja numer dwa to Positive for Progress – zespół obdarzony ciekawą energią. Jednak wybitnie nie dla mnie. Za dużo, za szybko, za głośno. Natomiast wiem, że byli tam ludzie, którym takie brzmienia przypadły do gustu np. ekipie Minervy, która zgrabnie pląsała w rytm dobiegających ze sceny dźwięków. Zatem moje odczucia są wybitnie subiektywne. Może innym razem ich twórczość padnie na podatniejszy nastrojowo grunt.

Minerva, czyli formacja kończąca ten muzyczny wieczór zafundowała mi małą podróż w czasie. Kilka lat temu miałem okazję zobaczyć ich w mińskim klubie Dujer, gdzie tak mi przypadli do gustu, że nabyłem ich EP Inside. Ta płyta ciągle leży na mojej półce i lubię do niej wracać, chociaż zespół jako taki zniknął z mojego pola widzenia. Teraz miałem okazję zweryfikować swoje wspomnienia z teraźniejszym obrazem (i dźwiękiem). I zastanawiam się, co nie zaskoczyło. Czy moje fascynacje muzyczne rozjechały się z poczynaniami zespołu, nastrój był nie ten, czy może forma performerów nie taka jak kiedyś? Trudno to określić, wiem natomiast, że zdecydowanie przestały mnie bawić inwektywy sączące się ze sceny. Poza tym nie mam większych zastrzeżeń.

Co mi dał ten wieczór? Coś co lubię, coś co mnie nie grzeje i coś co mnie zawiodło, ale najważniejsze, że już wiem jak trafić na Open Mind Fest VI.