czwartek, 5 stycznia 2012

once in the middle of the crowd... i stopped... (III)


Muzyczne podsumowania każdego kolejnego roku to dla mnie trudne zadanie, ale i frajda niezmienna od lat. W końcu kto lubi robić tylko łatwe rzeczy? Ja zdecydowanie nie. Na początek kilka słów wyjaśnienia.

Po pierwsze zestawienie najciekawszych w moim uznaniu płyt roku 2011 zawiera tylko (a może i aż) podium typowe dla zawodów sportowych. Dlaczego? Nie znam wszystkich płyt, które ujrzały światło dzienne w roku ubiegłym, co więcej część celowo zignorowałem, o innych nie mam zamiaru pisać, a częścią prawdopodobnie będę się zachwycał za jakiś czas. Mimo sympatii jaką darzę wszelakie formy statystyki nie lubię osobiście (nawet przy udziale wszystkich drzemiących we mnie osobowości) ustalać, czy dana płyta zasługuje na miejsce szóste, czy siódme. Szkoda na to czasu, stąd mowa będzie tylko o największych zachwytach z podziałem na Polskę i świat.

Po drugie będzie też mowa o trzech kapitalnych koncertach i jednym strasznie kiepskim.

Po trzecie pojawi się kilka słów dotyczących nadziei płytowo-koncertowych na najbliższe miesiące.


I

Świat:
1. Our Ceasing VoiceWhen the headline hit home. Za niesamowicie eteryczny nastrój, wielkie wyczucie w doborze środków i możliwości, piękne historie i te niesamowicie proste, ale jednak umiejętnie sprzedane teksty i wokale. Na dodatek już prawie cała płyta rozbrzmiała na łamach audycji.



2. OcoaiThe electric hand. Za odgrzebanie nieco zakurzonych brzmień z lat mojej młodości, tchnięcie w nie nowego ducha i zapakowanie w atrakcyjną formę. Płyta szalenie różna od swojej poprzedniczki i w przyszłości może okazać się zbyt wysoko zawieszoną poprzeczką. 



3. BraveyoungWe are lonely animals / This Will Destroy YouTunnel Blanket. Remisowe trzecie miejsce. Dwie solidne około postrockowe płyty, które wzbudzają pokrewne emocje i dwa zespoły, które tymi albumami zaczęły nową, muzyczną drogę. 
   


Polska:
1. Brak miejsca pierwszego. Dlaczego? Gdybym miał ułożyć dziesięć najlepszych, polskich płyt roku 2011 prawdopodobnie nie udałoby mi się skompletować pełnej listy, a żadna z wymienionych pozycji nie odcinałaby się w stopniu znaczącym na tle pozostałych.


2. Obscure Sphinx - Anaesthetic Inhalation Ritual. Nowa siła na metalowej scenie w Polsce. Miejsce drugie za przytłaczający klimat, ciężkie brzmienie i ożywczy powiew żrących oparów. To też bardzo duża nadzieja na przyszłość, oby im się dobrze wiodła i nagrali jeszcze kilka równie dobrych płyt.



3. Lunatic SoulImpressions / Tides From NebulaEarthshine. Drugie w tym zestawieniu miejsce podwójne. Dwa niezwykle nastrojowe wydawnictwa idealnie pasujące do smętnej, tegorocznej aury. Z jednej strony płyta, która nie miała ujrzeć światła dziennego w takiej formie, z drugiej strony krążek, który chyba zbyt często będzie pomijany w tego typu zestawieniach.

W kategorii Polska postanowiłem przyznać też podwójne wyróżnienie. Ten tytuł stał się udziałem dwóch bardzo dobrych i dość nieoczekiwanych minialbumów, których zawartość bardzo dobrze rokuje na przyszłość. Tymi wydawnictwami są: EPki od Entropii i Butterfly Trajectory.



II

1. Antimatter (18.11.11). Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia. Spełnienie jednego z najbardziej palących, koncertowych marzeń. Piękne chwile w trakcie trwania, jak i po koncercie.
2. Mono (28.05.11). Szalenie męcząca wyprawa do Krakowa (powrót chyba nawet bardziej). Niesamowity klimat wykreowany przez kwartet z Japonii, podróż w inne rejony odczuwania i na koniec najpiękniejsze dziękuję, jakie miałem okazję słyszeć do tej pory.
3. Blindead (26. 05.11). Rok 2011 to aż cztery koncerty tej formacji w Warszawie. Byłem na trzech, ale zdecydowanie największe wrażenie wywarł na mnie ten, który odbył się w Kinie Muranów. Był to koncert połączony z projekcją filmu My Little Bess – emocje, które wtedy się we mnie zakotłowały trudno ubrać w słowa, je zwyczajnie trzeba poczuć.

Niechlubne miano największej koncertowej klapy zgarnął Blueneck (17.10.11), chociaż to może organizator powinien zebrać tutaj większe cięgi. Usilnie staram się nie wracać myślami do tego wieczora. Brrr...


III

Nadzieje płytowe na rok 2012 będą wymienione w kolejności jak najbardziej przypadkowej. Na pierwszy ogień zdecydowanie idzie nowa płyta spod szyldu Alcest. W końcu premiera Les Voyages De L'Âme zapowiedziana jest na dziewiątego stycznia! Również początek roku ma przynieść informacje dotyczące nowej płyty Votum zatytułowanej Harvest Moon. W trakcie letnich miesięcy ma się pojawić krążek Antimatter - Wide Awake In The Concrete Asylum. Koniec roku to planowana premiera nowej płyty Riverside. A oprócz tego w dalszym ciągu czekam na wieści z obozu Swallow the Sun, Cult of Luna, A perfect Cricle , Tool (niepoprawny marzyciel) oraz na wszystkie inne płyty, o których tworzeniu jeszcze nie wiem, a zachwycą mnie w przyszłym roku. 

Koncertowo też będzie ciekawie. Znamy już daty koncertów takich zespołów jak Opeth, sleepmakeswaves, Amenra czy If These Trees Could Talk. Będzie się działo!


Panie Roku 2012! Halo!? Dawaj co tam masz!