Anathema ─ Weather Systems
wydawnictwo: KScope, 2012
dystrybucja: Rock Serwis
01.
Untouchable, Part 1 [06:14]
02. Untouchable, Part 2 [05:33]
03. The Gathering Of The Clouds [03:27]
04. Lightning Song [05:22]
05. Sunlight [04:53]
06. The Storm Before The Calm [09:19]
07. The Beginning And The End [04:50]
08. The Lost Child [07:00]
09. Internal Landscapes [08:48]
02. Untouchable, Part 2 [05:33]
03. The Gathering Of The Clouds [03:27]
04. Lightning Song [05:22]
05. Sunlight [04:53]
06. The Storm Before The Calm [09:19]
07. The Beginning And The End [04:50]
08. The Lost Child [07:00]
09. Internal Landscapes [08:48]
Całkowity
czas: 55:30
skład: Vincent Cavanagh (wokal, gitara), Daniel Cavanagh (wokal, gitara, klawisze), Jamie Cavanagh (gitara basowa), John Douglas (perkusja), Lee Douglas (wokal)
gatunek: rock, experimental, atmospheric
W ostatnich latach daje się
zaobserwować twórcze ożywienie w obozie Brytyjczyków z Anathemy. Jak do tej pory kolejne płyty oddzielone były od siebie
kilkuletnią przerwą. Teraz od 2008 roku krążków tej formacji mamy aż nadto: Hindsight, We’re Here Because We’re Here, Falling
Deeper i wieńczący ten wydawniczy maraton – Weather Systems. Wygląda na to, że pozbyto się pewnego hamulca,
którego brak jest bezpośrednią przyczyną wspomnianego, płytowego zatrzęsienia.
Obawiam się jednak, że tą blokadą był wstyd, którego teraz wyraźnie brakuje.
Bezczelne prezentowanie twórczości wszelakiej musi wiązać się z jej wysoką
jakością. W innym wypadku będziemy mieli do czynienia z coraz bardziej wyraźnym
gloryfikowaniem kiczu, tandety i głupoty.
Weather Systems kojarzy mi się z czernią. W tym konkretnym
przypadku symbolizuje ona żałobę po tym, co Anathema prezentowała przed laty. Wcale nie mam na myśli pierwszych
nagrań demo, czy zawsze wymienianej przy takiej okazji Alternative 4, bo nawet A
Natural Disaster to zdecydowanie wyższy, muzyczny pułap.
Jeszcze nie tak dawno borykaliśmy
się z szaleńczo pikującymi cenami cukru. Wynikało to z narzuconych nam przez UE
ograniczeń wytwarzania tego dobra i równoczesnego kryzysu produkcyjnego u naszych dostawców. Okazuje się, że wyjście z
takiej sytuacji jest niezwykle proste. Wystarczyło poczekać na premierę Weather Systems, zaprosić Anathemę na duży koncert, czy dwa i w
ujęciu holistycznym Polacy będą przesłodzeni na trzy kolejne pokolenia.
Oprócz tego, że jest za słodko
warto dodać, że jest jeszcze nudno. I to do tego stopnia, że aż na usta samo
ciśnie się nawiązanie do jednego z dialogów z kultowego Rejsu. Skoro już wiem,
że nic się nie dzieje, tak jak w polskim filmie, to czy jest o czym pisać?
Warto dodać, że od tego krążka oficjalnym członkiem zespołu została Lee
Douglas, w związku z tym możemy spodziewać się większego udziału damskich
wokali. Zdaje się, że nie poprawi to notowań zespołu, ale z drugiej strony dużo
już do zepsucia nie zostało. Każda kolejna kompozycja jest bliźniaczo podobna
do poprzednich. Wykorzystano te same zabiegi i pomysły. Doszukiwanie się w tym
spójności albumu jest odrobinę nie na miejscu. Całość jest delikatna, subtelna,
ale również nużąca, ociekająca lukrem i irytującymi efektami. We’re Here Because We’re Here było
płytą, która miała momenty, na Weather
Systems już takiego dobrobytu nie doświadczymy.
Owszem, krążek daje się słuchać,
ale nie w dużych ilościach i nie w całości przy jednym podejściu. Przy
ostrożnym dawkowaniu, niezbędnym do uniknięcia niestrawności, daje się wyłuskać
kilka szczegółów, o których warto wspomnieć. Lighting Song to chyba najciekawszy fragment tego wydawnictwa.
Nienajgorsza, choć i tak usilnie wydłużana, kompozycja, wokal Lee i trochę
emocji przebijających się przez warstwę lukru daje względnie zadowalający
efekt. Kolejnym utworem, który wyróżnia się na tle innych jest The Storm Before The Calm wyjątkowo
długi, jak na standardy Anathemy. Upchnięto
w nim zadziwiająco dużo elektronicznych wyziewów, a całość przywodzi na myśli Take My Head od Archive.
W utworze rozpoczynającym ten
krążek wielokrotnie powtarza się fraza tekstu dotycząca zaufania. Vincent stara
się nas przekonać, że nigdy nie zawiódł. Niestety w odniesieniu do tego
wydawnictwa, jego słowa choć bezczelnie wyrwane z kontekstu nabierają
ironicznego charakteru. Trzeba to jednoznacznie podkreślić: Weather Systems jest płytą słabą, nudną,
do granic możliwości ugłaskaną i zdecydowanie przesłodzoną. Polecić ja można
jedynie najbardziej oddanym zwolennikom formacji, którzy będą potrafili
ekstrapolować pozytywne doznania dotyczące poprzednich wydawnictw na ten
krążek. Ostrzegam, że nie będzie to łatwe zadanie.