wydanie własne, 2011
01.
Feelings of Inadequacy
02.
Main Rule
03.
The Temple
04.
Hope/Doom
05.
Stardust
06.
The Uknown
07.
Disconnect
08.
Nietzche’s Death
09.
How Long?
skład: Marty Sheepskin
(vocal, guitar), Horny (guitar), Cliff Turnip (bass), Bert (drums, backing
vocals), Potter (keys), Krzysztof Rozbicki (piano, organs), Tomasz Rogalski
(saxophone in Hope/Doom)
gatunek: progressive
rock, progressive metal
Norwid
wielkim poetą był! Z tym stwierdzeniem mógłby się nie zgodzić niejaki
Gałkiewicz lub jego szkolny kompan Syfon, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że
właśnie takie a nie inne odczucie, odnośnie twórczości wspomnianego autora,
odcisnęła na mnie edukacja. Prywatnie podzielam zdanie twardogłowych edukatorów
narodu, więc nie pozostaje mi nic innego jak ponownie zakrzyknąć: Norwid
wielkim poetą był! Czy Norvid wielkim zespołem jest? Jeszcze nie, ale
jest na bardzo dobrej drodze, by przynajmniej w swojej niszy, pokazać się
szerszej publiczności.
Norvid to pięcioosobowy projekt muzyczny pochodzący z
Siedlec, który za punkt honoru postawił sobie dołączenia do szeregu zespołów
tworzących polskie przedmurza prog metalu. Nie tak dawno miałem okazję
zachwycać się debiutem Joseph Magazine i o ile Night of Red Sky
wrocławskiego zespołu był albumem kompletnym, to w przypadku albumu grupy Norvid
zdecydowanie łatwiej jest doszukać się niedociągnięć technicznych czy
realizatorskich, a także nie do końca przemyślanych rozwiązań kompozytorskich,
które mogą zaburzać odbiór całości. Jednak Siedlczanie dystans nadrabiają
zaangażowaniem i pomysłami, a z garnka ze środkami użytymi do stworzenia
brzmienia Norvid, intensywnie kipi potencjał.
Już
sama okładka jest intrygująca. Wydaje być się ona parafrazą okładki płyty Exist
zespołu Millenium. Zamiast nagiego chłopca czołgającego się w stronę
morza, w odwróconej perspektywie widzimy równie
nagą kobietę wylegującą się na plaży. Ciekawostką są maki wyrastające z pleców
wspomnianej niewiasty. Kwiaty te pojawiają się także na krążku oraz w
książeczce z tekstami. Ciekawe skąd tak duże zainteresowanie florystyką u
kwiatu młodzieży polskiej?
Odpowiedzią
na to pytanie może być pokręcona zawartość krążka. Już z samej definicji
progresywna muzyka rockowa zawiera w sobie natłok użytych środków, połamanie
rytmiczne i usilną kombinację strukturalną. Tak jest i w tym przypadku, jednak
zdaje się, że panowie z Norvid zrobili pół kroku dalej dorzucając do
wspomnianej mieszaniny jeszcze kilka składników. Album zawiera proste i
melodyjne momenty (Feelings Of Inadequacy,
Hope/Doom, Nietzsche's Death), wolne i ciężkie partie typowe bardziej dla
post-metalu (The Temple) oraz
zdecydowane przyspieszenia rytmiczne rodem ze zdecydowanie mocniejszego grania
(Stardust). W tym wszystkim jest też
trochę pantomimy, teatralności (The Unknown) i dużo innych środków
okołomuzycznych oblanych progresywnym sosem. Warto podkreślić też duże wokalne
udziwnienie. Czyste wokale przenikają się z growlem (The Temple), pojawia się skrzek prawie jak u Daniela Daveya (Main Rule), a momentami mam wrażenie
jakbym słyszał Freddiego Mercury’ego (Disconnect).
Przytoczone
porównania wokalne wymagają odpowiedniego przeskalowania, bo przecież trudno
jest zestawiać ze sobą debiutantów z muzycznymi wyjadaczami. Jednak to jedyny
sposób na podkreślenie potencjału, który czai się w dokonaniach grupy Norvid i to nie tylko ze względu na
wspomniane wokale, a całość twórczości. Jest co poprawiać, ale jest też na czym
pracować. Niecierpliwie czekam na kolejny krążek powtarzając w myślach, że
Norwid wielkim poetą był.