niedziela, 6 stycznia 2013

Antimatter - Fear Of A Unique Identity (2012)

AntimatterFear Of A Unique Identity


wydawnictwo: Prophecy Productions, 2012

01. Paranova [06:06]
02. Monochrome [05:24]
03.
Fear Of A Unique Identity [05:28]
04. Firewalking [08:04]
05. Here Come The Men [05:06]
06. Uniformed And Black [04:19]
07. Wide Awake In The Concrete Asylum [06:47]
08. The Parade [03:22]
09. A Place In The Sun [04:36]

skład: Mick Moss (vocals, lead guitar, ebow, acoustic and electric guitars, bass, synths, piano, programming, samples), Colin Fromont (drums), Vic Anselmo (additional vocals), David Hall (violin)

gatunek: rock, melancholic

Blisko pięć lat – tyle czasu Mick Moss kazał czekać fanom Antymaterii na następcę rewelacyjnego Leaving Eden. Co prawda w 2010 roku ukazał się album zatytułowany Alternative Matter, ale zamiast nowości zawierał on alternatywne wersje doskonale znanych kompozycji, co raczej zaostrzało apetyt na nowe doznania, niż go hamowało. Mimo ogromnej ciekawości i wielkiego pragnienia niesamowitej, muzycznej melancholii spod znaku Antimatter udało się wytrwać, udało się wyczekać momentu, w którym pachnące nowością krążki opuściły tłocznie. Fear Of A Unique Identity to piąty, studyjny album Antymaterii, który trafił do obiegu wraz z końcem 2012 roku.


Cenić i wspierać to również znaczy wymagać, dlatego moje oczekiwania wobec tej płyty były ogromne. Pierwszy kontakt z omawianym wydawnictwem wcale nie był korzystny. Singlem promującym Fear Of A Unique Identity był utwór Paranova, który mimo tego, że jest udaną kompozycją, to zwiastował zmiany. Wiem, że zmiany są potrzebne, a życie wręcz wymaga od nas ciągłego biegu i dostosowywania się do otoczenia, które również nie stoi w miejscu. Muzyka jest odbiciem emocji, aktualnie przeżywanych chwil i refleksji, dlatego trudno było oczekiwać, że po pięciu latach przerwy Mick Moss zarejestruje album o roboczym tytule Leaving Eden II. Któż jednak zabroniłby mi wierzyć? Dlatego starannie pielęgnowałem płomyk nadziei, przekonując samego siebie, że taki scenariusz jest możliwy. Rzeczywistość po raz kolejny pogardliwym uśmiechem skwitowała moje prywatne, malutkie marzenia. Kolejnym dowodem na to, że pojawią się zmiany był utwór Uniformed & Black i towarzyszący mu teledysk. Warto dodać, że jest to bardzo specyficzna wizualizacja warstwy muzycznej i lirycznej, wizualizacja której nie potrafię zrozumieć.

Album się ukazał, a ja mimo ciekawości niechętnie sięgnąłem po to wydawnictwo. Bałem się konfrontacji ostudzonych, choć i tak dużych oczekiwań z ponuro zapowiadającą się rzeczywistością. Warto zaznaczyć, że w tym konkretnym przypadku ponurość, nie jest traktowana jako element akceptowalny. Przyszedł moment, w którym dotarło do mnie, że dalsze zwlekanie nie zmieni stanu rzeczy, więc sceptycznie, ale jednak, zabrałem się za słuchanie.

Okazało się, że Fear Of A Unique Identity to kompletnie inna historia, dlatego do jej opowiedzenia użyto innych środków. Nie opuszczamy Edenu, nie bierzemy udziału w przedstawieniu szaleństwa, nie natrafiamy również na niepokojącą inną twarz w oknie, ale to wcale nie znaczy, że zabraknie tu wrażeń. Piąty studyjny album Antimatter opowiada o lęku przed bylejakością, obawą przed brakiem wyrazu, rozmyciem wartości, brakiem chęci do wprowadzania zmian. Stąd właśnie wzięło się bardziej rockowe brzmienie, dlatego też pojawiają się tu ślady muzycznego brudu czy elementy elektroniki, które są chyba również tęsknotą za obecnością Duncana Pattersona. Pojawia się też nowa, muzyczna muza – Vic Anselmo, która na tym stanowisku zastąpiła Lisę Cuthbert. Nie zabrakło też elementu, który najbardziej cenię w Antimatter – Micka Mossa. Jest to człowiek, który nie jest obdarzony świetnym głosem, nie jest też wybitnym instrumentalistą, ale posiada osobowość, charyzmę oraz unikalną umiejętność tworzenia intensywnych emocji, których nie brakuje na Fear Of A Unique Identity.

Fear Of A Unique Identity nie jest największym osiągnięciem projektu Antimatter, bo w moim odczuciu ten tytuł dzierży Leaving Eden, ale z pewnością jest to bardzo udane wydawnictwo. Oprócz szybszego tempa i bardziej rockowego  zacięcia (Paranova, Wide Awale In The Concrete Asylum, Uniformed & Black) i elementów elektroniki (Monochrome), znajdziemy tu także bardzo dobrze wykorzystany damski wokal wspierający (Fear Of A Unique Identity, Monochrome). Ponadto nie brakuje tych typowych dla Micka Mossa i Antymaterii muzycznego wyciszenia i pięknych, intensywnych emocji (Here Come The Men, A Place In The Sun) oraz niespodziewanego następcy Immaculate Misconception z Leaving Eden, czyli kompozycji instrumentalnej - Parade. Standardową wisienkę na torcie stanowią teksty, które warto jest przyswoić.

Mimo ogromnych oczekiwań, mimo wielkich obaw stwierdzam, że po pięciu latach Mick Moss choć w nieco innym wydaniu, to w dobrej formie ponownie znalazł się na muzycznej fali. Leaving Eden nie uległo detronizacji, ale czas się nie zatrzymał, świat pędzi naprzód, a Fear Of A Unique Identity to bardzo dobry album, z którym warto się zapoznać.