Antimatter – Fear Of A Unique Identity
01. Paranova [06:06]
02. Monochrome [05:24]
03. Fear Of A Unique Identity [05:28]
04. Firewalking [08:04]
05. Here Come The Men [05:06]
06. Uniformed And Black [04:19]
07. Wide Awake In The Concrete Asylum [06:47]
08. The Parade [03:22]
09. A Place In The Sun [04:36]
02. Monochrome [05:24]
03. Fear Of A Unique Identity [05:28]
04. Firewalking [08:04]
05. Here Come The Men [05:06]
06. Uniformed And Black [04:19]
07. Wide Awake In The Concrete Asylum [06:47]
08. The Parade [03:22]
09. A Place In The Sun [04:36]
skład: Mick Moss
(vocals, lead guitar, ebow, acoustic and electric guitars, bass, synths, piano,
programming, samples), Colin Fromont (drums), Vic Anselmo (additional vocals),
David Hall (violin)
gatunek: rock, melancholic
Blisko
pięć lat – tyle czasu Mick Moss kazał czekać fanom Antymaterii na następcę rewelacyjnego Leaving Eden. Co prawda w 2010 roku ukazał się album
zatytułowany Alternative Matter, ale
zamiast nowości zawierał on alternatywne wersje doskonale znanych kompozycji,
co raczej zaostrzało apetyt na nowe doznania, niż go hamowało. Mimo ogromnej
ciekawości i wielkiego pragnienia niesamowitej, muzycznej melancholii spod
znaku Antimatter udało się wytrwać,
udało się wyczekać momentu, w którym pachnące nowością krążki opuściły
tłocznie. Fear Of A Unique Identity
to piąty, studyjny album Antymaterii,
który trafił do obiegu wraz z końcem 2012 roku.
Cenić
i wspierać to również znaczy wymagać, dlatego moje oczekiwania wobec tej płyty
były ogromne. Pierwszy kontakt z omawianym wydawnictwem wcale nie był
korzystny. Singlem promującym Fear Of A
Unique Identity był utwór Paranova, który
mimo tego, że jest udaną kompozycją, to zwiastował zmiany. Wiem, że zmiany są
potrzebne, a życie wręcz wymaga od nas ciągłego biegu i dostosowywania się do
otoczenia, które również nie stoi w miejscu. Muzyka jest odbiciem emocji,
aktualnie przeżywanych chwil i refleksji, dlatego trudno było oczekiwać, że po
pięciu latach przerwy Mick Moss zarejestruje album o roboczym tytule Leaving Eden II. Któż jednak zabroniłby
mi wierzyć? Dlatego starannie pielęgnowałem płomyk nadziei, przekonując samego
siebie, że taki scenariusz jest możliwy. Rzeczywistość po raz kolejny
pogardliwym uśmiechem skwitowała moje prywatne, malutkie marzenia. Kolejnym
dowodem na to, że pojawią się zmiany był utwór Uniformed & Black i towarzyszący mu teledysk. Warto dodać, że
jest to bardzo specyficzna wizualizacja warstwy muzycznej i lirycznej,
wizualizacja której nie potrafię zrozumieć.
Album
się ukazał, a ja mimo ciekawości niechętnie sięgnąłem po to wydawnictwo. Bałem
się konfrontacji ostudzonych, choć i tak dużych oczekiwań z ponuro
zapowiadającą się rzeczywistością. Warto zaznaczyć, że w tym konkretnym
przypadku ponurość, nie jest traktowana jako element akceptowalny. Przyszedł
moment, w którym dotarło do mnie, że dalsze zwlekanie nie zmieni stanu rzeczy,
więc sceptycznie, ale jednak, zabrałem się za słuchanie.
Okazało
się, że Fear Of A Unique Identity to
kompletnie inna historia, dlatego do jej opowiedzenia użyto innych środków. Nie
opuszczamy Edenu, nie bierzemy
udziału w przedstawieniu szaleństwa,
nie natrafiamy również na niepokojącą inną
twarz w oknie, ale to wcale nie znaczy, że zabraknie tu wrażeń. Piąty
studyjny album Antimatter opowiada o lęku
przed bylejakością, obawą przed brakiem wyrazu, rozmyciem wartości, brakiem
chęci do wprowadzania zmian. Stąd właśnie wzięło się bardziej rockowe
brzmienie, dlatego też pojawiają się tu ślady muzycznego brudu czy elementy
elektroniki, które są chyba również tęsknotą za obecnością Duncana Pattersona.
Pojawia się też nowa, muzyczna muza – Vic Anselmo, która na tym stanowisku
zastąpiła Lisę Cuthbert. Nie zabrakło też elementu, który najbardziej cenię w Antimatter – Micka Mossa. Jest to
człowiek, który nie jest obdarzony świetnym głosem, nie jest też wybitnym
instrumentalistą, ale posiada osobowość, charyzmę oraz unikalną umiejętność
tworzenia intensywnych emocji, których nie brakuje na Fear Of A Unique Identity.
Fear Of A Unique Identity nie jest największym osiągnięciem projektu Antimatter, bo w moim odczuciu ten tytuł
dzierży Leaving Eden, ale z pewnością
jest to bardzo udane wydawnictwo. Oprócz szybszego tempa i bardziej
rockowego zacięcia (Paranova, Wide Awale In The Concrete Asylum, Uniformed & Black) i elementów elektroniki (Monochrome), znajdziemy tu także bardzo
dobrze wykorzystany damski wokal wspierający (Fear Of A Unique Identity, Monochrome).
Ponadto nie brakuje tych typowych dla Micka Mossa i Antymaterii muzycznego
wyciszenia i pięknych, intensywnych emocji (Here
Come The Men, A Place In The Sun) oraz niespodziewanego następcy Immaculate Misconception z Leaving Eden, czyli kompozycji
instrumentalnej - Parade. Standardową
wisienkę na torcie stanowią teksty, które warto jest przyswoić.
Mimo
ogromnych oczekiwań, mimo wielkich obaw stwierdzam, że po pięciu latach Mick
Moss choć w nieco innym wydaniu, to w dobrej formie ponownie znalazł się na
muzycznej fali. Leaving Eden nie
uległo detronizacji, ale czas się nie zatrzymał, świat pędzi naprzód, a Fear Of A Unique Identity to bardzo
dobry album, z którym warto się zapoznać.