Od
czasu do czasu dobrze jest pobujać w obłokach. Przestać myśleć o nie zawsze
przyjemnych aspektach codzienności. Po prostu wyłączyć się i odpłynąć. Nie
mogłem znaleźć się w obłokach, ale w ramach alternatywy wybrałem chmury, klub Chmury. Byłem tam po
raz pierwszy, ale trafiłem bez problemu, w końcu okolica jest mi doskonale
znana, bo wspomniany klub przez ścianę sąsiaduje z Hydrozagadką. Powód
mojej podniebnej wyprawy był prosty – zebrać jak najwięcej pozytywnych wrażeń z
energetycznego koncertu Doreny, wspieranej przez Servants of Silence.
Wszystko wskazuje na to, że się udało!
Czy
muzyka może być zbyt głośna? Kiedyś mówiło się, że wrażenie zbyt głośnego
dudnienia głośników to oznaka starości. Nie wiem, czy to już faktycznie
starość, ale wydawało mi się, że faktycznie przedstawienie nie straciłoby
uroku, gdyby dźwięki płynące ze sceny były pół tonu cichsze.
Niecierpliwie
czekam na długogrający album Servants of
Silence, czyli perspektywicznych muzyków, którzy ponownie
mieli okazję zademonstrować swoje umiejętności
na jednej z warszawskich scen muzycznych. Jeszcze do niedawna podkreślałem, że obawiam
się nowego materiału. EPka Weightless Thoughts jest
naprawdę świetna, ale zawsze pojawiają się wątpliwości, czy uda się te dobre
rozwiązania z minialbumu powielić, odświeżyć, nadać im nowy wymiar i nową
formę. Teraz już wiem, że nie ma powodu do niepokoju. Album będzie równie
ciekawą, o ile nie ciekawszą pozycją na rynku wydawniczym i już teraz warto
nadstawiać uszu na muzyczne nowości płynące z Puław.
Dorena również nie zawiodła. Szwedzi pozwolili sobie na
momenty rozluźnienia i konwersacji z fanami, które zresztą po koncercie
przeniosły się do stoiska z gadżetami zespołu, ale kiedy na ich twarzach
pojawiało się skupienie i mocniej ściskali instrumenty, to miało się wrażenie,
że gdzieś obok otwiera się portal do innego świata. Wielokrotnie już
podkreślałem, że nie tylko najnowszy album Doreny
– Nuet,
ale też pozostałe wydawnictwa mają w sobie niezwykle ważny element – muzyczną
radość. To bardzo rzadko spotykany pierwiastek w konstrukcji muzyki związanej z
post-rockiem. U nich występuje w dużych ilościach i coraz częściej odnoszę
wrażenie, że jest to pierwiastek promieniotwórczy, bo emocje płynące z
dźwięków, mają tendencję do udzielania się. Tak też w energetycznym secie
Szwedów nie zabrakło ogromu pozytywnych, pozamuzycznych wrażeń, które będą mi
towarzyszyć jeszcze przez jakiś czas. Widać też, że granie sprawia muzykom dużo
radości, w której okazywaniu przoduje przede wszystkim perkusista – człowiek o
bardzo specyficznym usposobieniu do życia i do bębnienia. Dodatkowo trzeba
przyznać, że kompozycje z najnowszego albumu Doreny, na żywo prezentują się
bardzo dobrze i to nie tylko te instrumentalne, ale również te ze specyficznymi
partiami wokalnymi. Zresztą chyba już do końca moich dni w głowie zostanie mi
obraz całego zespołu próbującego swymi gardzielami przedrzeć się przez gitarowy
szum, żeby zrobić taki, czy inny wokal do tła.
Koncert
obu zespołów należy zaliczyć do udanych ze względów typowo muzycznych. Wszystko
brzmiało bez zarzutu i dało się odczuć dużą dbałość o szczegóły. Nawet jeśli
było za głośno, a pewne elementy z różnych przyczyn brzmiały inaczej niż
zabrzmieć miały, to nic nie szkodzi, bo wszystkie niedostatki były łatane
ciekawymi emocjami, a tych ostatnich w całkiem sporej ilości udało mi się
zabrać ze sobą, co mnie niezwykle cieszy. Kolejny świetny koncert w galerii
tegorocznych wydarzeń, oby było takich więcej.