środa, 17 kwietnia 2013

Dorena, Servants of Silence, Chmury (16.04.13)



Od czasu do czasu dobrze jest pobujać w obłokach. Przestać myśleć o nie zawsze przyjemnych aspektach codzienności. Po prostu wyłączyć się i odpłynąć. Nie mogłem znaleźć się w obłokach, ale w ramach alternatywy wybrałem chmury, klub Chmury. Byłem tam po raz pierwszy, ale trafiłem bez problemu, w końcu okolica jest mi doskonale znana, bo wspomniany klub przez ścianę sąsiaduje z Hydrozagadką. Powód mojej podniebnej wyprawy był prosty – zebrać jak najwięcej pozytywnych wrażeń z energetycznego koncertu Doreny, wspieranej przez Servants of Silence. Wszystko wskazuje na to, że się udało!

Czy muzyka może być zbyt głośna? Kiedyś mówiło się, że wrażenie zbyt głośnego dudnienia głośników to oznaka starości. Nie wiem, czy to już faktycznie starość, ale wydawało mi się, że faktycznie przedstawienie nie straciłoby uroku, gdyby dźwięki płynące ze sceny były pół tonu cichsze.

Niecierpliwie czekam na długogrający album Servants of Silence, czyli perspektywicznych muzyków, którzy ponownie mieli okazję zademonstrować swoje umiejętności na jednej z warszawskich scen muzycznych. Jeszcze do niedawna podkreślałem, że obawiam się nowego materiału. EPka Weightless Thoughts jest naprawdę świetna, ale zawsze pojawiają się wątpliwości, czy uda się te dobre rozwiązania z minialbumu powielić, odświeżyć, nadać im nowy wymiar i nową formę. Teraz już wiem, że nie ma powodu do niepokoju. Album będzie równie ciekawą, o ile nie ciekawszą pozycją na rynku wydawniczym i już teraz warto nadstawiać uszu na muzyczne nowości płynące z Puław.

Dorena również nie zawiodła. Szwedzi pozwolili sobie na momenty rozluźnienia i konwersacji z fanami, które zresztą po koncercie przeniosły się do stoiska z gadżetami zespołu, ale kiedy na ich twarzach pojawiało się skupienie i mocniej ściskali instrumenty, to miało się wrażenie, że gdzieś obok otwiera się portal do innego świata. Wielokrotnie już podkreślałem, że nie tylko najnowszy album DorenyNuet, ale też pozostałe wydawnictwa mają w sobie niezwykle ważny element – muzyczną radość. To bardzo rzadko spotykany pierwiastek w konstrukcji muzyki związanej z post-rockiem. U nich występuje w dużych ilościach i coraz częściej odnoszę wrażenie, że jest to pierwiastek promieniotwórczy, bo emocje płynące z dźwięków, mają tendencję do udzielania się. Tak też w energetycznym secie Szwedów nie zabrakło ogromu pozytywnych, pozamuzycznych wrażeń, które będą mi towarzyszyć jeszcze przez jakiś czas. Widać też, że granie sprawia muzykom dużo radości, w której okazywaniu przoduje przede wszystkim perkusista – człowiek o bardzo specyficznym usposobieniu do życia i do bębnienia. Dodatkowo trzeba przyznać, że kompozycje z najnowszego albumu Doreny, na żywo prezentują się bardzo dobrze i to nie tylko te instrumentalne, ale również te ze specyficznymi partiami wokalnymi. Zresztą chyba już do końca moich dni w głowie zostanie mi obraz całego zespołu próbującego swymi gardzielami przedrzeć się przez gitarowy szum, żeby zrobić taki, czy inny wokal do tła.  

Koncert obu zespołów należy zaliczyć do udanych ze względów typowo muzycznych. Wszystko brzmiało bez zarzutu i dało się odczuć dużą dbałość o szczegóły. Nawet jeśli było za głośno, a pewne elementy z różnych przyczyn brzmiały inaczej niż zabrzmieć miały, to nic nie szkodzi, bo wszystkie niedostatki były łatane ciekawymi emocjami, a tych ostatnich w całkiem sporej ilości udało mi się zabrać ze sobą, co mnie niezwykle cieszy. Kolejny świetny koncert w galerii tegorocznych wydarzeń, oby było takich więcej.