sobota, 20 lipca 2013

Mouth of the Architect, Hydrozagadka (13.07.13)



(http://www.kubasokolski.com/)

Muzycy Mouth of the Architect mogli już zademonstrować swoje dokonania na polskiej ziemi, ale Warszawę mieli odwiedzić po raz pierwszy. Perspektywa usłyszenia na żywo materiału z Queitly z Heart and Heartache na czele oraz równie ciekawych nowości, które pojawiły się niedawno w postaci krążka Dawning, zapowiadała się smakowicie. Tak też było w istocie.

Przed występem ekipy z Ohio na scenie Hydrozagadki miał pojawić się zespół THAW, ale na wczesnym etapie promocji jego miejsce zajęła formacja There Is No Tomorrow. TINT to stosunkowo młody skład z ciekawym pomysłem na siebie i nieograniczoną ilością energii do działania. Trochę rozmyte, garażowe brzmienie jest wpisane w realia gatunków, w których się poruszają, ale i tak można było odnieść wrażenie, że nie wszystkie elementy tej układanki pasują do siebie idealnie. Na szczęście wszystko jeszcze przed nimi. Precyzja, perfekcja i jeszcze więcej pomysłów przyjdzie z czasem.

Na występ Mouth of the Architect przyszło trochę poczekać, bo wymiany wymagał cały zestaw perkusyjny. Czas jednak szybko minął i na scenie pojawiło się kilku rubasznie sympatycznych jegomości. Nie jestem do końca pewien, czego oczekiwałem po tym koncercie. Z pewnością chodziło o emocje, szaleństwo, ścianę dźwięków, ale to co najważniejsze ciągle gdzieś się wymykało i ostatecznie pozostało nienazwane. Mimo tego nie zabrakło wrażeń. Zaskakująco melodyjna i pełna czystych wokali płyta Dawning naprawdę dobrze brzmi na żywo, a oprócz najnowszych kompozycji pojawiło się też kilka doskonale znanych pozycji. Wśród nich ogromnym zaskoczeniem było Heart and Heartache wraz z filmowym samplem pochodzącym z kultowej produkcji Sieć (ang. The Network). Początkowo brzmienie gitar niepotrzebnie się rozjechało, ale wraz z biegiem utworu wszystko wróciło na swoje miejsce niosąc ze sobą solidną dawkę emocji. Wieczór mijał nieubłaganie i tak poprzez muzyczne, intensywne wrażenia, krzyki generowane trzema gardzielami, świetne partie bębnów, duże ilości melodii oraz jeszcze większe nagromadzenie hałasu, dobiegł do nieuchronnego finału. Nie obeszło się bez bisu, przybicia piątki ze słuchaczami i dużego bagażu pozytywnych odczuć.

Chociaż szalenie trudno jest porównać ze sobą koncert Mouth of the Architect z wcześniejszym, akustycznym występem Anathemy i Antimatter, to jednak ten późniejszy był tym, którego potrzebowałem bardziej. MOTA zaproponowała ciekawy, intensywny set, który brzmiał gorzej niż na albumie studyjnym, ale i zastany poziom muzyczny wystarczył, żeby spłonąć, spopielić się i powstać na nowo.