niedziela, 15 września 2013

podsumowanie wydawnicze (VII - VIII)


Jeśli masz coś zrobić jutro, to zrób to dziś. Tak to powinno wyglądać, ale niestety ostatnio wszystko odkładam na później. Podobnie było z tym podsumowaniem. Ostatecznie udało mi się solidnie podejść do tematu i wygrzebałem całkiem sporo, ciekawych, wakacyjnych premier. Zatem życzę przyjemnej lektury i smacznej, muzycznej konsumpcji!

(01.07.13): Sed Non Satiata - Mappō to kolejna, dziwaczna, francuska opowieść wywodząca się z nurtu post-hardcore'u i w dalszym ciągu pozostająca w tym nurcie jedną nogą. Odnaleźć w niej można także ogromne ilości melodii i hipnotycznych dźwięków. Mappō to różnorodny i naprawdę ciekawy album, który nawiedził mnie nieoczekiwanie. Oby więcej takich niespodzianek.



(10.07.13): David Lynch - The Big Dream to drugi album mistrza pokręconych filmów. Da się tu odnaleźć masę rozwiązań dźwiękowych, które dominowały w tle produkcji filmowych Lyncha i choć The Big Dream jest propozycją od amatora to nie ma tu miejsca na amatorszczyznę. To bardzo ciekawa, klimatyczna i szalenie charakterystyczna historia, którą warto jest przyswoić.


(15.07.13): Animations - Private Ghetto. Długo zwlekałem, żeby zabrać się za twórczość Animations. Nowy krążek stał się dobrym powodem do tego, żeby nadrobić zaległości. Private Ghetto to równa i naprawdę dobra produkcja, w której nie brakuje zarówno dynamicznych, intensywnych momentów, jak i dużych ilości przestrzennych, delikatnych rozwiązań, ale do albumów tworów takich jak Blindead wciąż dużo brakuje.

 
(19.07.13): Karnivool - Asymmetry to świetna, muzyczna prezentacja bękarciego potomka Mars Volty i Toola. Połamane rytmicznie kompozycje, dużo świetnych, aranżacyjnych rozwiązań, tony muzycznego brudu i wszelaka różnorodność to ogromne atuty tego wydawnictwa. Warto nadrobić, warto przyswoić i pamiętać, bo Karnivool jeszcze może zaskoczyć.


(23.07.13): Baroness - Live at Maida Vale BBC to krótki, ale intensywny zapis występu muzyków w sesji BBC. Dobra forma, dobra jakość z charakterystycznym pogłosem nagrań koncertowych, ciekawa gratka nie tylko dla oddanych fanów.


(06.08.13): Explosion In The Sky & David Wingo - Prince Avalanche (An Original Motion Picture Soundtrack) to piękny przykład tego, jak niewielka odległość dzieli post-rock od muzyki filmowej. W obu tych gatunkach niezwykle ważna jest umiejętność operowania przestrzenią oraz emocjami. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że EITS radzą sobie naprawdę dobrze z tymi elementami muzycznego rzemiosła. Tym razem zamiast regularnego albumu uraczyli nas ścieżką dźwiękową do filmu Prince Avalanche. Choć nie jest to typowa produkcja post-rockowców, to jednak nie sposób odmówić jej uroku. 


(08.08.13): Rosetta - The Anaesthete to dla mnie ogromne, ale szalenie pozytywne zaskoczenie. Poprzednia płyty Rosetty zawierała zbyt duże ilości muzycznego rozmiękczenia, wolnych przestrzeni, melodyjnych wokali, które zwyczajnie nie pasowały do wizerunku i dorobku grupy. Na The Anaesthete pojawia się wszystko, co w Rosecie najlepsze: mocny wokal, ogromne nakłady muzycznej energii i walcowate kompozycje, które w przyjemny sposób zaczynają odbijać w stronę post-metalowych rejestrów, a przestrzenne wstawki dodają całości specyficznego, atrakcyjnego posmaku.


(08.08.13): Dead Letter Circus -The Catalyst Fire to kolejna, solidna propozycja wydawnicza od zespołu z Australii. To chyba dobrze świadczy o kondycji tamtejszej muzyki. The Catalyst Fire to bardzo udany muzycznie album, ale warto podkreślić, że warstwa wokalna nie jest tym elementem, który byłby mnie w stanie zatrzymać na dłużej przy tym wydawnictwie: nie ta barwa, nie te środki. Mimo wszystko warto rzucić uchem.


(18.08.13): Ulver - Messe I.X-VI.X. Nigdy nie byłem fanem Ulvera, ba, nawet nie przesłuchałem żadnej płyty w całości. Żadnej poza najnowszym tworem Norwegów. To naprawdę mroczna i szalenie, a może nawet szaleńczo, wciągająca produkcja pełna muzycznych zakamarków i tajemnic.


(23.08.13): Thränenkind - The Elk to pełna delikatnych, deszczowych, nostalgicznych elementów płyta od formacji kojarzonej z nurtem depressive black metalu. To nieco dziwna sytuacja, ale przyznam, że gdyby obedrzeć The Elk z tych agresywnych rozwiązań wokalnych, to wyszedłby naprawdę piękny album. A tak mamy solidny poplątaniec, do którego należy podejść z odpowiednią rezerwą.


(26.08.13): Blackfield - IV to czwarta propozycja kolaboracji Wilson - Geffen, na której (niestety) nie znajdziemy dźwięków tożsamych z tymi, które stanowiły o wartości dwóch początkowych albumów projektu. Wszystko co zostało wtłoczone w Czwórkę to duża ilość prostych, monotonnych rozwiązań, w których brakuje muzycznej duszy. Podobać mogą się poszczególne motywy, ale zaledwie pojedyncze kompozycje mogą próbować się bronić jako całość, a reszta zwyczajnie wypada słabo.


To chyba na tyle, ale jeżeli uważacie, że jakiejś pozycji wydawniczej zabrakło w tym zestawieniu, a pasuje ona do pokręconych realiów tego miejsca, to dajcie znać, a postaram się ją uwzględnić.