poniedziałek, 14 października 2013

Blindead, Licorea, Vidian, Basen (11.10.13)



Dość! Pod takim hasłem odbywa się tegoroczna edycja Kultury 2.0. Inicjatywa jest ciekawa i porusza interesujące treści – nadmiarowość kultury, przytłoczenie ogromem danych i często zbyt łatwy do nich dostęp. Nie ma się więc czemu dziwić, że klub Basen, w którego progi wspomniany festiwal zawita, intensywnie przykłada się do promocji. Drzwi wejściowe odpowiednio wcześnie zaklejono wlepkami z prostym, ale trafnym hasłem tegorocznej edycji  - Dość! Dość chciało się także powiedzieć, a może i dobitniej zaakcentować, podczas dłużącego się oczekiwania na otwarcie wspomnianych drzwi przed piątkowym koncertem Blindead

Sznur oczekujących przed wejściem skracał się powoli i mimo upływającego czasu ze środka sali wciąż nie było słychać obiecujących odgłosów. Po błyskawicznej próbie dźwięku, przy nieznacznie zaludnionej sali, na scenie pojawił się Vidian. Tu pora na małą dygresję – naprawdę trudno mi zrozumieć, dlaczego wejście do klubu było możliwe dopiero na kilka minut przed faktycznym rozpoczęciem koncertu. Większość chętnych nie zdążyła wstąpić do szatni, toalety, baru, czy zwyczajnie spokojnie przygotować się na muzyczne emocje. Oczywiście, mogły za tym stać istotne okoliczności, ale przy braku informacji na ten temat pozostaje jedynie rozgoryczenie. To wrażenie tylko potęgował fakt, że mimo niezłej formy dobrze dobranych supportów ich występy wydłużyły oczekiwanie na Blindead, a w końcu to właśnie ten zespół przyciągnął naprawdę dużo ludzi. Wielu z nich nie było zachwyconych tym, że gwiazda wieczoru pojawi się grubo po 22. Przyznam się bez bicia, że i mi czas się nieco dłużył.

Formację Vidian widziałem po raz drugi i przyznam, że od poprzedniej okazji zrobili spore postępy jeśli chodzi o warstwę muzyczną, która zabrzmiała naprawdę nieźle. Problem pojawił się w kwestiach związanych w wokalem. Niestety odniosłem wrażenie, że w mocniejszych elementach tego rzemiosła frontman wkłada zbyt dużo siły w wydobycie dźwięków. Nie było źle, gdy te mocne frazy pojawiały się w mniejszym zagęszczeniu, ale kiedy było ich więcej, można się było zastanowić, czy aby ten człowiek przesadnie się nie męczy. Przy czym od razu zaznaczam, że wokalista ewidentnie walczył z niezbyt dobrym nagłośnieniem, więc biorę poprawkę na to, że w optymalnych warunkach brzmi to zdecydowanie lepiej.

Licorea to muzyczna ciekawostka, która ma wszystko, żeby zabrzmieć na wysokim poziomie, ale niestety do tej pory nie miałem okazji tego doświadczyć. Jakiś czas temu widziałem ich na innym koncercie i wyszedłem z niego wstrząśnięty i niestety również zmieszany. Pojawiło się tam sporo elementów i rozwiązań, które psuły odbiór i zaburzały postrzeganie. Nie mam pojęcia, co się zmieniło, ale tym razem wypadli zdecydowanie lepiej. W programie pojawiły się połamane, przyjemnie buczące kompozycje okraszone różnorodnymi rozwiązaniami wokalnymi. Chociaż nie urwało mi żadnej części ciała, to jednak po album chętnie sięgnę.

W końcu na scenie pojawił się Blindead. Oprócz muzyki ogromną rolę odegrały zgrane z nią wizualizacje, które skonstruowano z naprawdę dużym wyczuciem. W oprawie graficznej dominowały statyczne elementy, które wprowadzały w stan zadumy. Te ruchome elementy zadziwiały, szokowały, hipnotyzowały i - co najważniejsze - stanowiły treść zespoloną z muzyką. A ta sama w sobie to po raz kolejny podstawa do celebracji na najwyższym poziomie. W podstawowym secie zespół skupił się na najnowszym wydawnictwie. Absence wręcz obfituje w nowe i naprawdę ciekawe rozwiązania. Pojawiają się na nim elementy akustyczne, drugi wokal, smyczki, instrumenty dęte, i dużo intrygujących konstrukcji kompozycyjnych. Album świetnie wypada w wersji studyjnej, ale standardowo dla Blindead, na żywo wypada nawet lepiej.

Wszystko to spowodowało, że koncert należy uznać za udany. Muzycznych emocji w nim nie zabrakło, tylko jakoś tak szkoda, że wszystko zaczęło się tak późno. Blindead wtoczył się na scenę, kiedy górę zaczynało brać zmęczenie, które ogranicza przyswajanie treści, przez co sam występ nie porwał tak, jak porwać by mógł. Mimo wszystko wciąż chce się więcej i więcej, a Absence kręci się w odtwarzaczu raz za razem.