poniedziałek, 30 czerwca 2014

NextPop Festival: Eter (26.06.14)


NEXTPOP Festival to pierwsza tego typu emanacja działalności wydawnictwa NEXTPOP. Podczas jednego koncertu na scenie wrocławskiego klubu Eter wystąpili podopieczni Roberta Amiriana wspomagani twórczością gościa-niespodzianki oraz islandzkiego Low Roar. Festiwal nie będzie związany wyłącznie ze stolicą Dolnego Śląska, ale ma pełnić funkcję imprezy objazdowej po największych miastach Polski oraz stolicach państw ościennych. Zanim jednak do tego dojdzie, warto podsumować spektakl szczegółów, który rozegrał się we Wrocławiu.

Festiwalowa relacja w moim przypadku stara się - nie pierwszy raz zresztą - przybrać bardziej formę dziennika z podróży niż typowego przekazu z koncertu, bo żeby wziąć udział w tym niezwykle interesującym wydarzeniu, musiałem przenieść się do Wrocławia, z czym wiązało się sporo dodatkowych atrakcji. Tym razem jednak ograniczę się do stwierdzenia, że udało mi się zachwycić klimatem miasta, podpatrzeć kilka zabytków i spróbować przepysznych lodów. Świetnym zwieńczeniem tej małej eskapady był koncert pełen niespodzianek.

Sporym zaskoczeniem był dla mnie sam klub o nietypowym rozkładzie pomieszczeń. Średniej wielkości sala koncertowa znajdowała się trzy piętra pod ziemią. Cała dostępna powierzchnia, która gwarantowała swobodne słuchanie i podglądanie muzyków, została zajęta niemal od razu. Na początku tekstu wspomniałem o szczegółach i właśnie im poświęcę dość dużo miejsca. Faktycznie jest tak, że na wysokim poziomie tworzenia i prezentowania treści - nie tylko - muzycznych to właśnie szczegóły decydują o tym, że dane wydarzenie, czy zespół plasuje się wyżej od konkurencji. 

Tym razem organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Przede wszystkimi cieszy, że pojawiło się miejsce na sprzedaż koszulek i płyt, a także czas na zrobienie zdjęcia lub zamienienia kilku słów z wykonawcami. Dodatkowo występy muzyków z nextpopowej stajni opatrzone były świetnymi wizualizacjami, które stanowiły ze sobą spójną całość. Sam poziom muzyczny również nie pozostawiał złudzeń, że do Eteru po prostu warto było przyjść. Jednak nie wszystko szło zgodnie z planem. Sztab techniczny uwijał się przy przestawianiu sprzętu, a i tak impreza skończyła się niemal godzinę później. Pojawił się też problem z miejscami siedzącymi. Do sprzedaży trafiła pula biletów, które za drobną dopłatą gwarantowały możliwość podglądania koncertu w bardziej komfortowych warunkach. Niestety już na miejscu okazało się, że wspomnianej przestrzeni zwyczajnie brakuje, a ewentualne dostawienie foteli, czy puf nie rozwiązuje problemu, bo i tak nie widać z nich sceny. Warto na przyszłość poświęcić więcej czasu na przemyślenie tej kwestii, bo należy pamiętać, że chęć zajęcia miejsca siedzącego nie zawsze wynika z wygody, a może być podyktowana kwestiami zdrowotnymi.



Warto jednak wrócić do spraw najważniejszych, czyli muzyki. Jako pierwsza na scenie pojawiła się oly. Dokonania tego projektu zachwyciły mnie już w trakcie odsłuchu nagrań zamieszczonych w Internecie, a występ na żywo wyłącznie spotęgował to odczucie. Piękne, subtelne, delikatne, magiczne kompozycje oly., choć minimalistyczne, okrojone, to jednak wyjątkowe. Niezawodnie przenoszą do innego świata, do którego warto jest od czasu do czasu zajrzeć. Niewątpliwie warto jest uzbroić się w cierpliwość i wypatrywać albumu, który - miejmy nadzieję - pojawi się w tym roku. Po około dwudziestu minutach poświęconych oly. miejsce na scenie zajął gość-niespodzianka, którym okazał się być Tomek Makowiecki. Część z osób zgromadzonych w Eterze przewidywała pojawienie się właśnie tego wykonawcy. Co więcej odniosłem wrażenie, że gdyby na scenie pojawił się ktoś inny, to spotkałoby się to z wyraźną dezaprobatą. Muzyk otoczony sprzętem elektronicznym zaprezentował swoje nowsze dokonania, które ciekawie wpisały się w dźwięki nextpopowej stajni. Czyżby szykowała się nowa współpraca? Świetnie wypadli także goście z Islandii. Low Roar grywał już w Polsce kilkukrotnie, ale do tej pory nie udało się doświadczyć tych dźwięków na żywo. Szczęśliwie pojawiła się okazja do nadrobienia zaległości. Trudno byłoby wskazać słaby element w koncercie LR, a oprócz przebojów pokroju Tonight Tonight Tonight pojawiły się nowe, równie urzekające kompozycje.



Później było tylko lepiej i lepiej. Na scenie pojawił się nostalgiczny Fismoll, który prezentował materiał ze świetnego At Glade wraz z utworem Let's Play Birds. Wokalnie oraz instrumentalnie wspierał go m.in. prowodyr nextpopowego zamieszania, czyli Robert Amirian. To również była dla mnie pierwsza wykorzystana okazja do zobaczenia Fismolla na żywo i po wchłonięciu takiej dawki eterycznych emocji wiem, że będę polował na kolejne koncerty tego twórcy. Jeśli nie wierzycie na słowo maniakowi takich dźwięków, to zerknijcie ilu wyświetleń dorobił się wspomniany wcześniej utwór w serwisie YouTube. 



Równie dużo wrażenie wywarła na mnie Kari, która wniosła do Eteru dużą ilość naprawdę ciekawej energii, wdzięku i cudownych, wokalnych pejzaży. Muzycznie również wszystko wypadło niemal idealnie, każdy dźwięk trafiał w odpowiedni punkt i bezceremonialnie trząchał odbiorcą. Jeśli nawet pojawiały się wpadki, czy nieplanowane zachwiania brzmienia, to i tak ginęły one pod grubą warstwą uroku osobistego Kari.  Wśród zaprezentowanych kompozycji pojawiła się między innymi perełka w postaci Whispering Trees, która zwiastuje nowy materiał tej niezwykłej artystki . 



Podsumowaniem wieczoru była tajemnicza Bokka. Zamaskowani muzycy zaprezentowali materiał mocno osadzony w elektronicznych motywach. Dźwięki zaprezentowane w Eterze pochodziły z debiutanckiego albumu zatytułowanego po prostu Bokka, zatem nie zabrakło Town of Strangers, czy Reason, ale pojawiły się też brzmienia, które na krążku się nie zmieściły bądź powstały już po jego wydaniu. Ciekawy posmak temu występowi dodawał także sposób komunikacji zespołu z publicznością. Poza muzyką i wokalami nie padły żadne słowa, a wszystkie dodatkowe kwestie, które wymagały omówienia, pojawiały się w formie tekstowej na telebimie.



Po pieczołowitym zebraniu masy muzycznych, niezapomnianych i różnorodnych emocji od zawstydzonej oly., zaskakującego Tomka Makowieckiego, subtelnego Low Roar, nostalgicznego Fismolla, żywiołowej i czarującej Kari oraz tajemniczej Bokki nie pozostało mi nic innego, jak spacer po rynku pełnym krasnali z głową pełną dźwięków.