piątek, 13 kwietnia 2012

echa If These Trees Could Talk



Wszyscy znamy prawa Murphy’ego. Jednak nie wszyscy wiedzą, że mają one swoje koncertowe odpowiedniki. To, które sprawdza się najczęściej głosi: obojętnie gdzie staniesz i tak znajdzie się grupa osób chętnych do oddania się namiętnemu przechodzeniu obok Ciebie w tę i we w tę. Po jakimś czasie słuchania zwielokrotnionego przepraszam nawet ja tracę cierpliwość w tłumaczeniu kolejnym koncertowiczom, że wcale się nie gniewam…

…ale do rzeczy. Kolejny wieczór spędzony w Hydrozagadce, to dopiero druga pozycja w warszawskiej post-rockowej liście dań. Jak do tej pory da się zaobserwować tendencję wzrostową jeżeli chodzi o intensywność emocji.

Servants of Silcence to pięciu młodych panów próbujących zaistnieć w szerszej świadomości post-rockowego odbiorcy. Wydawać by się mogło, że na bezrybiu i rak ryba, a w naszym rodzimym stawie oprócz radośnie pluskającego się Tides From Nebula trudno dojrzeć inne płetwiaste twory, które przykuwałyby uwagę na dłużej. Z nimi jest inaczej i to mimo masowego importu towarów ze stawów hodowlanych. Obserwując stopniowo coraz szczelniej zapełniający się klub, zacząłem obawiać się o występ Servants of Silence. Warszawska publiczność bywa niewdzięczna, humorzasta i bezlitosna w swoich osądach. Na szczęście okazało się, że Servants of Silence na żywo prezentują się równie dobrze jak na nagraniach studyjnych. Dla wielu zgromadzonych w Hydrozagadce tego wieczoru support był wielką niewiadomą. Pytajnik błyskawicznie przekształcił się w wykrzyknik poprzedzony słowem wow, lub analogicznym, mniej parlamentarnym. Zespół z Puław błyskawicznie zaskarbił sobie uwagę publiczności i dał świetny przedsmak tego, co jeszcze kryje w zanadrzu. Świetnie wywiązali się z roli supportu If These Trees Could Talk, pokazali swoje niemałe już umiejętności, które zostały docenione w najwyższym możliwym stopniu – nie obeszło się bez bisu. 

To był pierwszy koncert If These Trees Could Talk w Warszawie i pierwsza wizyta w Polsce zarazem. Zawsze jest dla mnie dużym przeżyciem widzieć na scenie ludzi szczerze przejętych tym, jak są odbierani. Odbiór był bardzo dobry, więc i panowie z Ohio przejęci byli bardzo. Kolejne utwory przerywane były podziękowaniami dla organizatorów, zgromadzonych w Hydrozagadce i tych przed ekranami komputerów, bo to wydarzenie było transmitowane przez Internet. Okazuje się, że materiał upakowany na Red Forest bardzo dobrze prezentuje się na żywo. Mocarne brzmienie, momentami agresywna perkusja, pełna paleta odgłosów z całkiem selektywnej ściany dźwięku. Z przymkniętymi oczami przedzierałem się przez kolejne kompozycje ku nieco nieoczekiwanemu końcowi. To nie tak, że koncert skończył się zbyt szybko, to raczej czas zaczął płynąć szybciej. Bardzo przyjemne uczucie. Tu również pojawił się bis przyjęty gromkimi brawami.

Koncert należy zaliczyć do udanych przedsięwzięć. Trudno się przyczepić do formy zespołów, do organizacji czy atmosfery panującej w klubie. Chciałoby się więcej, dłużej i intensywniej, co rodzi nadzieję na nie tak odległe, kolejne koncerty, które po raz kolejny zwabią nas do Hydrozagadki.