wydawnictwo: Death to Music Productions, 2012
01. White Claudia [05:21]
02. 12 Sycamores [04:22]
03. Menthell [04:03]
04. Poison In Your Food [03:59]
05. Don't Eat My Legs [06:10]
06. Origin [03:10]
07. Bill Skins Fifth [03:54]
02. 12 Sycamores [04:22]
03. Menthell [04:03]
04. Poison In Your Food [03:59]
05. Don't Eat My Legs [06:10]
06. Origin [03:10]
07. Bill Skins Fifth [03:54]
skład: Borsuk (gitara), Szafot
(perkusja), Zgred (wokal), Traktor (bas)
gatunek: avantgarde, post-black metal
gatunek: avantgarde, post-black metal
Iblis
to kolejna polska formacja, która w ostatnim czasie stara się zaznaczyć swoją
obecność na rodzimym rynku muzycznym. W węższej świadomości mieszkańców Krakowa
i okolic zespół ten istniał od 2003. Od tego czasu na jego koncie pojawiły się
dwa wydawnictwa demo skierowane w stronę black’n’rolla,
żeby ostatecznie skręcić w bezdenną i nieco paranoidalną otchłań awangarodwego
metalu z blackmetalowymi naleciałościami. Dowodem zmiany kursu jest mentalne
piekło, czyli Menthell – pierwszy
długogrający krążek.
Słowo
długogrający pada tu niejako na
wyrost, wszak materiał zawarty na Menthell
liczy sobie nieco ponad trzydzieści minut. Na okładce albumu oprócz
ciekawie ukształtowanej nazwy formacji zobaczymy równie ciekawą grafikę, która
wyjątkowo dobrze oddaje klimat muzycznej zawartości krążka: awangarda,
psychodela, mniej lub bardziej kontrolowane szaleństwo. Ciekawostką jest to, że
na odwrocie znajdziemy spis utworów opiewający na siedem pozycji, jednak po
umieszczeniu płyty w odtwarzaczu okazuje się, że jest ona bogatsza o
niepokojące Outro.
Nie
lubię zmian, nie przepadam również za nowościami, uwielbiam za to stare,
sprawdzone sposoby i rozwiązania. Wynika to przede wszystkim z gloryfikacji
wygodnictwa, a tak jest zwyczajnie łatwiej. Panowie z Iblis zmusili mnie to przedsięwzięcia wysiłku intelektualnego i
indywidualnego podejścia do ich niejednoznacznej twórczości. Jestem pewien, że
przy Menthell idealnie trzepie się
dywany, czy nawet patroszy płetwowate, ale mimo wszystko warto poświęcić to
trzydzieści minut i wgryźć się w ten materiał nieco dokładniej.
Warto
podkreślić, że jest się w co wgryzać. Menthell
to przede wszystkim niezwykle skuteczna zabawa z konwencją i eksploracja rzadko
uczęszczanych muzycznych ścieżek. Od samego początku dużo się tam dzieje, a
kolejne kompozycje utrzymują zadowalający, zaskakujący wysoki poziom. Nie
sposób przejść obojętnie obok agresywnej perkusji, przyjemnie pulsującego rytmu
i wokali typowych dla tworów awangardowych. Tu i ówdzie daje się dostrzec
narzekania dotyczące brzmienia ostatniego z wymienionych przeze mnie elementów
muzycznych konstrukcji. Wyjątkowo nie mogę się zgodzić z tego typu sygnałami.
Wokale zdecydowanie najłatwiej jest skrytykować, a te zawarte na Menthell może i nie powalają, ale z
pewnością pasują do zaproponowanej stylistyki, a dodając do tego wachlarz
dźwięków, które jest w stanie wygenerować gardziel Iblis to nie sposób rozpatrywać ich jako słabego elementu tej
konstrukcji.
Warto
postawić sobie pytanie na ile recenzja może zdradzać rozwiązania stosowane
przez zespół i psuć niespodziankę z odkrywania kolejnych smaczków. Niech
będzie, że określona liczba spoilerów jest dozwolona. Smaczków na Menthell nie brakuje, wszak metal
awangardowy obfituje w nieoczekiwane rozwiązania i środki. W związku z tym
możemy oczekiwać niekonwencjonalnych dźwięków wydawanych paszczami, teatralnych
wokali, krzyków, diabolicznych chichotów, agresywnej perkusji, połamanego
rytmu, trudnych do zidentyfikowania odgłosów, ogromnej dozy wspomnianego
wcześniej szaleństwa, a także pojawiającego się w 12 Sycamores klaskania. Esencją atutów tego wydawnictwa jest Don’t Eat My Legs. Kiedy wydawało się,
że już nie jest w stanie zaskoczyć pojawił się właśnie ten utwór. To był
również moment, w którym zacząłem się zastanawiać, na ile wszystko w porządku z
moim stanem zdrowia, skoro coś tak odmiennego zaczyna mi się podobać w stopniu
nieoczekiwanym, a usta bezdźwięcznie szepczą hypothermia...
Słuchanie
Menthell jest jak nieprzemyślany skok
w głąb króliczej nory należącej do kicającego osobnika o paranoidalnych
skłonnościach i niezbyt dobrej reputacji wśród okolicznej fauny. To co znajduje
się w środku nie przypomina niczego znanego do tej pory, a brzmienie Iblis nie tylko stanowi doskonałe tło
do takiej eskapady, ale także sprawia ogromną frajdę. Każde kolejne odsłuchanie
stanowi nowe wyzwania i odkrywanie kolejnych interesujących elementów.
Ostrzegam, że po zapoznaniu się z zawartością tego krążka postrzeganie świata
może ulec zmianie! Jedna z ciekawszych tegorocznych, krajowych produkcji.