Adam Łukaszek (fot. z www.grablewski.com) |
Wkrótce po premierze długo wyczekiwanego albumu Havest Moon formacji Votum udało mi się spotkać z osobą, która nadała tej płycie wyrazu i dodatkowej mocy. Moim rozmówcą był Adam Łukaszek - votumowy perkusista, który odpowiadał na pytania związane z nowym krążkiem i planami na najbliższą przyszłość.
[Kamil Dróżdż]: Choć mam przyjemność
śledzić poczynania zespołu Votum, dopiero teraz pojawiła się okazja do tego,
żeby oficjalnie porozmawiać z przedstawicielem tej formacji. Czy możesz w dużym
skrócie opowiedzieć o historii zespołu?
[Adam
Łukaszek]: Od czego by tu zacząć? Wypadałoby zacząć od pierwszych dźwięków,
które padały w 2003 roku, kiedy to zespół założyli Alek Salomonik – eksgitarzysta
Votum i Adam Kaczmarek. Wtedy zaczęli od grania typowego heavy metalu.
Stopniowo zmieniał się skład – jako ciekawostkę dodam, że Maciek nie jest
pierwotnym wokalistą. Po jakimś czasie wykrystalizował się votumowy heavymetal.
Pamiętam jeszcze, jak chłopaki rozklejali na mieście plakaty z napisem heavy metal powróci! i powrócił,
powrócił na parę lat. Później chłopaki stwierdzili, że już chyba wszystko
zostało zrobione w temacie heavy metalu i postanowili zrobić coś na poważnie.
Stwierdzili, że zmienią styl. Pamiętam, że dla mnie jako obserwatora informacja
o tym, że Votum zmienia styl muzyczny, wydała się groteskowa, bo według mnie
ten heavy metal tak do nich pasował. Skończyło się na tym, że w końcu
usłyszałem płytę po raz pierwszy i zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W 2006
roku zaczęły się pracę nad nagraniem tego krążka, a w 2007 roku ukazało się Time Must Have a Stop. Tym wydawnictwem
nakreślono nową drogę w dziejach Votum i to właśnie ten czas uważamy za
początek nowożytnej historii zespołu. Wszyscy mówią, że 2013 to już dziesięć
lat Votum, no niby tak, ale dla nas na dziesięciolecie trzeba będzie jeszcze
trochę poczekać.
[KD]: To co teraz tworzycie można
zaliczyć do szerokiego nurtu rocka progresywnego, czy może macie swoje własne
określenie na to, co tworzycie? A może w ogóle się nad tym nie zastanawiacie?
[AŁ]:
Nigdy nie zastanawialiśmy się nad tym, w jaki nurt się wpisujemy. Wiemy natomiast,
że każda płyta porównywana jest do Riverside,
ale to jest czysty przypadek, że zaczęliśmy grać rocka progresywnego tak jak oni.
Tak naprawdę większość z członków zespołu, z tego co słyszałem, bo dołączyłem
po wydaniu Time Must Have a Stop, o
ile kojarzyła nazwę, to nie wiedziała co Riverside
gra, bo wtedy jeszcze nie byli popularni w kraju. Kiedy rozmawiamy np. z zespołem Dianoya, który zaczynał w podobnym
czasie, to odczucia są takie same. Szczególnie Ci, którzy komponowali tę muzykę
czyli Maciek, Adam i Alek, kiedy usłyszeli porównanie do Riverside, to trochę zdębieli i nie wiedzieli, o co chodzi słysząc
potem takie porównania. Maciek jest wokalistą typowo heavy metalowym, a mimo
tego zdarzają się porównania do Mariusza Dudy. Nie wiem z czego to wynika. W
każdy razie staraliśmy się robić swoje, więc jeśli określa się to jako rock,
metal progresywny to niech tak zostanie. Ostatnio słyszałem nowe określenie progski. Tak na zachodzie określają nurt
polskiego progrocka, progmetalu, tak jak w latach 80-tych czy 70-tych było coś
takiego jak new wave of british heavy metal, tak teraz jest new wave of polish
prog metal. Niejako tworzymy historię i z tego się cieszymy, bo zaliczają nas
do czołowych zespołów polskiego progrocka. Szczególnie po tej nowej płycie o Votum będzie głośniej.
[KD]: Wasze poprzednie albumy dzieli
bardzo krótka przerwa wydawnicza, natomiast na Harvest Moon przyszło nam poczekać dużo dłużej. Czym było to
spowodowane? Czy miało z tym coś wspólnego to słynnej fatum wiszące na Votum?
[AŁ]: Tak, niestety ciągle pojawiają się jakieś dziwne problemy. Mamy problemy ze sprzętem, realizatorami, niejednokrotnie też mamy problemy sami ze sobą. Ta płyta powstawała dosyć długo w sali prób. Ustawiliśmy sobie termin studia, kiedy mamy wejść i nagrać materiał. Chcieliśmy, żeby ta płyta była dopracowana. Chociaż i tak pojawiają się głosy w zespole, że jeszcze do końca nie jest. Zresztą ja też bym parę rzeczy tam pozmieniał. Trudno jest być zadowolonym w stu procentach po trzeciej płycie, może przy dziesiątej coś się tam zmieni. Długo pracowaliśmy, wiedzieliśmy, że to jest trzeci krążek, który ma określić dojrzałość Votum na rynku, że to musi być dobra płyta i musimy poświecić jej dużo czasu. Jednak nie zakładaliśmy, że będą to aż cztery lata. Płyta miała zostać nagrana w studiu w kilka miesięcy, zrobiło się z tego prawie dwanaście miesięcy. Spowodowane było to tym, że ciężko było nam nagrywać płytę, jako że byliśmy etatowymi pracownikami, nagrywaliśmy ją tylko w weekendy lub po pracy. Dodatkowo Izabelin Studio jest obłożonym studiem i często przyjeżdżają tam gwiazdy, które mają pierwszeństwo. Realizator przekładał nam nagranie, ciągle się to przeciągało i przeciągało. Później przy okazji schrzanił się cały stół mikserski, którego długo nie udawało się naprawić. Terminy się zbliżały. Mieliśmy to wydać w maju, ale nie zdążyliśmy, potem był wrzesień lub październik, ale też nam się nie udało i ustaliliśmy, że ostatecznym terminem będzie luty.
[KD]: Wspomniałeś o trzecim albumie,
często mówi się, że to właśnie trzeci album jest tym najważniejszym, który
definiuje zespół. Czy w waszym przypadku można było mówić o presji trzeciego
albumu?
[AŁ]:
Wiedzieliśmy, że to trzeci album i trzeba się spiąć, więc każdy to robił. Podczas
jednej z prób padło z mojej strony pytanie, czy czują presję trzeciego albumu?
Każdy zaprzeczył, ale ja czułem, że teraz muszę dać z siebie wszystko, bo jednak
trzecia płyta w większości przypadków zespołów, które mnie inspirowały, to było
właśnie to. Zespół pokazywał swoją dojrzałość, potencjał, wykładał wszystkie
swoje karty i pokazywał swoją siłę. Myślę, że na dwóch poprzednich albumach
mogliśmy pokazać swoją siłę i bardzo żałuję, bo według mnie tego nie
pokazaliśmy, ale tak naprawdę nie była to nasze wina. To był zbieg
okoliczności, źle dokonanych wyborów, z powodu braku doświadczenia. Pierwsza
płyta jest świetna, lubię jej słuchać, ale nie lubię słuchać bębnów na tej
płycie. Piotrek – nie ujmując mu warsztatu – miał małe doświadczenie przy pracy
w studio, tak jak ja zresztą, i niestety bębny brzmią strasznie. Spłycają cały
album. Podobnie sytuacja wygląda na Metafiction.
Bębny nagrane zostały dobrze i dobrze brzmiały przed miksami, ale przy edycji
bębnów jakiś niedoświadczony zastępca realizatora mi te partie bębnów
zwyczajnie schrzanił. Poucinał ataki, były jakieś strzały, całość trzeba było
przyciszyć. Przenosiliśmy materiał do innego studia, bo nie mogliśmy się
dogadać i staraliśmy się ratować te bębny, ale niestety nadal brzmią słabo.
Wiedziałem, co mam zrobić przy trzeciej płycie, żeby te bębny w końcu brzmiały.
Moim zdaniem co najmniej 50% brzmienia to są bębny, jeżeli ma być mięso, to ma
być mięso na bębnach, dlatego się do tego przyłożyłem i jestem zadowolony na
80-90%, ale zostawiam sobie rezerwę na kolejny album. Wiele się nauczyłem i mam
nadzieję, że przy każdej kolejnej sesji w studio będę się czegoś uczył.
[KD]: Czym Harvest Moon różni się od
poprzednich wydawnictw, już może poza tym, że bębny brzmią lepiej?
[AŁ]:
Myślę, że taką ocenę można pozostawić słuchaczom. Niech posłuchają tej płyty i
poprzednich. Gdybym ja miał powiedzieć czym się różni, to przede wszystkim sposobem
podejścia do produkcji. Wyciągnęliśmy wnioski z błędów popełnionych przy
poprzednich albumach i ten brzmi dużo bardziej potężnie, jest dużo ciekawszy,
ma więcej smaczków. Staraliśmy się całą historię, która jest tam zawarta
upchnąć w postaci godziny i dziesięciu minut muzyki i faktycznie tak jest.
Bardzo często spotykamy się w recenzjach, że ten album jest jak taka jedna
długa piosenka, z momentami dynamicznymi, spokojnymi, z takim rollercoasterem,
co nas zresztą definiuje, więc tym przede wszystkim ta płyta się różni od
poprzedniczek. Jest lepiej nagrana, są lepsze pomysły, postanowiliśmy
troszeczkę dołożyć gitary akustycznej, więcej elektroniki, postawić na takie gonitwy
momentów dynamicznych i wyciszonych, stonowanych. Przedstawiliśmy tym samym
całe pejzaże muzyczne.
[KD]: Mieliście dość długą przerwę w
regularnym graniu koncertów, czy w związku z tym pojawiła się trema?
[AŁ]:
Z mojej strony muszę powiedzieć, że faktycznie na początku czułem się dosyć
nieswojo, bo jednak dłuższa przerwa robi
swoje. Jest różnica pomiędzy tym jak się słyszy w sali prób i jak się słyszy na
koncercie. W sali prób jest hałas, ale nie jest to taki hałas jak na scenie, gdzie
wszystko dudni, lata, drży i musisz się odnaleźć w nowych warunkach. Nie ma
czegoś takiego jak panowie stop, ja muszę
się przesiąść, tylko musisz sobie radzić, tak żeby sobie wszystko
poustawiać i grać, słuchać metronomu, chłopaków i jeszcze sobie podregulować,
bo coś jest za głośno albo za cicho. Łatwo można się pogubić, musisz słyszeć,
gdzie jesteś i mnóstwo jest takich rzeczy. Na szczęście z koncertu na koncert
jest coraz lepiej i doświadczyłem tego, że trzeba się dobrze przygotować przed
koncertem, aby być spokojnym w jego trakcie.
[KD]: Wracając do Harvest Moon, jesteście zadowoleni z odbioru tego materiału przez
tzw. środowisko muzyczne? Wyczytaliście w recenzjach coś co by was zaskoczyło,
zdziwiło, a może rozbawiło?
[AŁ]:
Jesteśmy bardzo zadowoleni, trudno jest nie być zadowolonym, kiedy dostaje się
bardzo wysokie oceny, również z zagranicy. Otrzymaliśmy też takie fajne
podsumowanie, odnośnie bębnów, że brzmią lepiej niż na wszystkich płytach Riverside, które powstały do tej pory.
To jest pocieszające (śmiech).
[KD]: Pojawiły się może jakieś kwestie,
które was zdziwiły lub rozbawiły?
[AŁ]:
Tak, zdziwiły przede wszystkim znowu porównywania do Riverside. Kompletnie nie wiem z czego to się bierze. Może
wystarczy jeden taki punkcik, który nakręca redaktorów i sobie to potem
zapamiętują. Gdzieś słyszałem też, że Maciek w pewnym momencie śpiewa jak
Mariusz Duda. Nie wiem skąd to się bierze, myślałem, że ta płyta będzie
porównywana do Opeth, czy innych
metalowych zespołów, bo ta płyta jest wybitnie metalowa. Są na niej fajne
mięsiste bębny, jest ciężki bas, ciężkie gitary, jest wydzieranie mordy, growl
i to jest definicja Riverside? I to
nas przede wszystkim bawi przy tej płycie.
[KD]: Time Must Have a Stop był powiązany z literaturą, w Metafiction dało się odnaleźć mnóstwo
nawiązań filmowych, czy podobnie jest z Harvest
Moon?
Tak,
znalazło się tam więcej poezji niż filmów. Chcieliśmy dołożyć wycinek z filmu
do jednego z utworów, ale dowiedzieliśmy się,
że uzyskanie praw autorskich, będzie trwało około dwóch miesięcy. Płyta była na
wykończeniu, więc to już było bez sensu. Maciek sam to wyrecytował, chyba w
utworze Coda. Nie mylić z utworem Coda Riverside. Nasza Coda
była pierwsza (śmiech). Album miał wyjść rok temu i już wtedy teksty były
gotowe. Do tego nasz utwór jest przedostatni, a nie ostatni. Jak wyszła
setlista Riverside, to wiedzieliśmy,
że pojawi się to porównanie i że od nich zerżnęliśmy, ale jak moglibyśmy to
zrobić, kiedy nasza płyta wyszła dwa tygodnie później. To chyba to fatum votum.
Wracając do pytania, jest tam trochę literatury, trzeba się wczytać w tekst i w
wywiady, bo Maciek udziela się w tych wywiadach i opowiada o płycie i trochę
odkrywa karty. Ja nie czuję się predysponowany, żeby o tym opowiadać, bo ja
jestem tylko perkusistą i tekstów nie układam, cały koncept tworzy Maciek i go
potem wyśpiewuje. Jeżeli ktoś chce jakiś trop to zapraszam do czytania wywiadów
i czytania tekstów, bo to jest fajna przygoda, taki film poparty muzyką.
[KD]: Elementem, który zwraca uwagę na
każdą z płyt Votum jest oprawa graficzna. Kogo możemy za nią pochwalić?
[AŁ]:
Wszystkie grafiki na płytach Votum tworzy Kuba Sokólski i całkiem nieźle mu to
wychodzi. Jako jedyny z zespołu nie byłem zadowolony z okładki na drugiej
płycie, ale najbardziej jestem zadowolony z okładki na pierwszej. Harvest Moon też jest świetna, ale
bardziej mnie intryguje ta okładka z kobiecymi oczami z Time Must Have A Stop.
[KD]: Do każdej z dotychczasowych płyt,
prędzej czy później, pojawiał się teledysk. Czy możemy oczekiwać klipu do jednej
z kompozycji z Harvest Moon?
[AŁ]:
Myślę, że tak, ale nie za prędko. Wiadomo, że teledyski wiążą się z dużymi
kosztami. Niestety koszty studia i trasy koncertowej spowodowały, że już nic
nam nie zostało. Może ostatni koncert na trasie spowoduje, że coś się zmieni,
przyjdzie tysiąc dwieście osób to wtedy tak (śmiech). Na razie myślimy o tym,
żeby dokończyć trasę koncertową, cały czas napędzać promocję, przygotować się
do premiery zagranicznej, znaleźć wytwórnię, która będzie odpowiedzialna za
dobrą promocję na zachodzie. Nie chcemy mieć byle jakiej wytwórni, tak jak to
miało miejsce na początku naszej kariery, jeżeli tak to mogę nazwać. Time Must Have a Stop wyszła w Stanach przez
ProgRock Records i na tym się skończyło, promocja była żadna i tyle. Zobaczymy,
będziemy negocjować i liczymy, że jeszcze w tym roku, ale najlepiej jeszcze w
tym półroczu, ta płyta wyjdzie za granicą.
[KD]: Pozakoncertowe plany na
przyszłość? Może podbój Europy?
[AŁ]:
Koncertowy podbój Europy! Jesteśmy w trakcie organizowania i negocjacji trasy
jesiennej właśnie po Europie. Negocjujemy też większe festiwale, zobaczymy, jak
to wyjdzie. Na razie myślimy o tym naszym krajowym poletku, ale już niedługo,
już chcemy odejść od wkładania sił w tą polską promocję i przełożenie tej
ciężkości na tę drugą nogę, która jest gdzieś za granicą.
[KD]: Twój ulubiony utwór Votum?
Uzasadnij wybór!
[AŁ]:
Powiem nieskromnie, że uwielbiam całą płytę. Słuchałem jej tysiące razy i
ciągle mi się podoba. Dzisiaj musiałem posłuchać Dead Ringer – jest tam świetny bas, perkusja, wszystko pięknie
chodzi na początku, strasznie mnie to kręci. Mimo wszystko chyba najbardziej
lubię First Felt Pain, to jest trzeci
utwór na płycie, chociaż wiem, że Ember
Night jest najbardziej lubiany i rozchwytywany przez słuchaczy, ale wolę
ten trzeci, bo przypomina mi takie opethowe granie. Jest w nim taki fajny
groove na bębnach z basem, strasznie fajnie mi się tego słucha i jeszcze
fajniej mi się to gra. Chociaż cała płyta jest świetna, lubię jej słuchać od
początku do końca, jest rewelacyjna.
[KD]: Polecasz słuchać od początku do
końca?
[AŁ]:
Polecam, ale wiem, że jeśli zacznie się jej słuchać, to ona i tak poleci do
końca. Znajdzie się tam wszystko od grania z ciężkimi riffami, przez szeroko
pojęty rock, skończywszy ma balladzie (Numb),
tam gdzie jest tylko gitara i wokal - utwór typowo do ogniska (śmiech), ale
jest świetny. Zawsze chciałem, żeby gitary akustyczne były na płycie, na której
będę grał.
[KD]: Gdzie można was śledzić w
Internecie?
[AŁ]:
Na facebooku można na nas zerkać pod adresem www.facebook.com/Votumpage, każdy
kto kliknie lubię to, będzie w
kontakcie z zespołem, będzie otrzymywał najświeższe newsy. A jakby ktoś chciał
posłuchać promocyjnych fragmentów utworów to pod adresem harvestmoon.pl, może
posłuchać wszystkich, oprócz ostatniego, który zostawiliśmy jako niespodziankę
dla osób, które zakupią płytę.
Pozdrawiam
wszystkich fanów prorocka i zapraszam na votumowe koncerty w superpełni ;)