sobota, 25 października 2014

maybeshewill, flood of red: Hydrozadka (24.10.14)


Jeden z pierwszych, tegorocznych, naprawdę zimnych wieczorów nie powstrzymał mnie przed kolejną wyprawą na warszawską Pragę. Ponownie szukałem muzycznych emocji w praskim zagłębiu koncertowych i ponownie nie odszedłem z niczym, zabierając ze sobą całkiem pokaźny zapas nowych doświadczeń i kilka ciekawych przemyśleń. Choć wiele wskazywało na to, że jednak nie dotrę do Hydrozagadki, to jednak okazało się, że los mi sprzyja i teraz z czystym sumieniem mogę skreślić z coraz krótszej listy koncertowych wrażeń do zdobycia kolejną pozycję spod m. M jak maybeshewill.

Nieco przed dwudziestą na scenie pojawiła się formacja Flood of Red. Dawno za sobą mam czasy wnikliwego studiowania dokonań supportu, czy nawet odświeżania przed koncertem dyskografii tzw. gwiazdy wieczoru. Zdawanie się na przypadek i pójście na żywioł, choć wymuszone jest rzeczywistością, to jednak wiąże się z masą niespodzianek. A kto nie lubi niespodzianek? Ok, ja za nimi nie przepadam, ale tym razem nie mogę narzekać. Nie miałem okazji usłyszeć nawet skrawka brzmienia Flood of Red zanim nie stawiłem się w Hydrozagadce, a okazało się, że jest czego posłuchać. Ciekawe, przestrzenne brzmienie, które dosyć daleko zapuszcza się w post-rockowe rejony, ale nie stroni również od alternatywnego, czy nawet popowego klimatu, który sprawnie przeplata z mocniejszymi fragmentami. Do tego należy dodać też bardzo specyficzny wokal, który rozpięty jest na skali, gdzieś pomiędzy Tomem Yorkiem i Cedriciem Bixler-Zavalą. Taki zestaw przyzwoicie broni się w wersji studyjnej, ale na żywo pojawiło się kilka mankamentów. Mimo dość rozbudowanego instrumentarium (dwie gitary, bas, elektronika/klawisze, perkusja), poszczególne instrumenty gubiły się w tle i trudno za to winą obarczać klub, czy jakość sprzętu, bo w przypadku maybeshewill selektywność dźwięku była zdecydowanie lepsza. Odniosłem też dziwne wrażenie, że wokal przez pierwsze dwa-trzy utwory nie stroił z resztą brzmienia i raz po raz wypadał poza skalę w niekontrolowany sposób. Na szczęście nieco później wszystko nabrało wyrazu, a na nagłośnienie zawsze można przymknąć oko, kiedy widzi się zespół, który na scenie daje z siebie naprawdę dużo.



Po sprawnej zmianie sprzętu na scenie pojawili się muzycy maybeshewill. Trasa, której częścią był koncert w Hydrozagadce, promuje wydany w sierpniu album Fair Youth. Nowy materiał to świetlista i przyjemna historia, które w mało wyrazisty sposób zapisuje się w dyskografii zespołu. Brak jej charakterystycznych momentów, kantów, o które można byłoby się zaczepić, nawet tytuły utworów przestały szokować. Nie jest to jednak zła płyta i szczęśliwie okazało się, że zgrabnie prezentuje się w wydaniu koncertowym. Dobra forma muzyków oraz więcej niż przyzwoite brzmienie wysoce mnie usatysfakcjonowały. Nie byłbym jednak w pełni zadowolony z tej wyprawy, gdyby nie dwa zasadnicze punkty, które pojawił się w kluczowych momentach występu: Not for Want of Trying z rewelacyjnym Peterem Finchem wyciętym z filmu Network oraz He Films the Clouds Pt. 2 z wspólnie odśpiewanym finałem kompozycji. Mało jest w muzycznym świecie uczuć, które można byłoby porównać do takiego koncertowego zaśpiewu. Pozostaje się jedynie cieszyć, że publiczność zgromadzona w klubie zdecydowała się podnieść głos.



Wyprawa na Pragę ponownie okazała się owocnym przedsięwzięciem, a zgromadzone podczas koncertu emocje byłyby w stanie wynagrodzić dużo gorszą pogodę niż przyjemny chłodek panujący tego wieczoru w Warszawie. Intrygujący występ Flood of Red i muzyczna uczta stworzona przez muzyków maybeshewill, którzy wreszcie odwiedzili Polskę w roli gwiazdy wieczoru, to wszystko, czego w tamtym momencie mogłem potrzebować.